niedziela, 18 marca 2018

Ilona Andrews - "Magia krwawi" + KONKURS

Autor: Ilona Andrews
Tytuł: Magia krwawi
Wydawnictwo: Fabryka Słów
Rok wydania: wznowienie – 2018
Ilość stron: 436
Ocena: 10/10
PATRONAT KSIĄŻKOWIRU

Opis:
To nieprawda, że rodziny się nie wybiera.
Atlantę nawiedza śmiertelnie groźna zaraza. To demonstracja siły i władzy urządzana przez starożytną boginię chorób. Nawiasem mówiąc, ciotkę Kate Daniels.
Siedem plag spada i gromi miasto. Jad, Potop, Huragan, Wstrząs, Bestia, Pożoga i najgroźniejszy z nich, Mrok. Bogini ulegają kolejno rządzące Atlantą: Gildia Najemników, Świątynia, Zakon i Gromada. Najwyższy czas, by ktoś wziął sprawy w swoje ręce. Kate, Curran i pies z piekła rodem rzucają się w wir wydarzeń. Będzie naprawdę ostro!

Recenzja:
Zastanawiałam się ostatnio nad tym, czy jakaś książka, którą uwielbiam, kiedykolwiek mi się znudzi. Mogłoby się wydawać, że skoro czytam mnóstwo powieści i kolejne trafiają na półkę „Ulubione”, powoli powinny wypierać te, które znalazły się tam już dawno temu. Ale nie mam wątpliwości, że z serią Ilony Andrews tak nie będzie, bo nieprzerwanie od kilku dobrych lat jest ona moim numerem jeden, a Kate Daniels pozostaje najlepszą książkową bohaterką, z jaką kiedykolwiek się zetknęłam. I wiecie co? Nigdy nie będę jej mieć dość, dlatego gdy tylko mogę napisać kilka dobrych słów o tej serii, jestem naprawdę szczęśliwa. Bo szerzenie wieści o świetnych powieściach jest jedną z moich ulubionych czynności!

Ale do rzeczy. To już czwarty tom przygód Kate, mieszkającej w Atlancie po Zmianie. I choć w poprzednich razach zagrożenie nadeszło z niespodziewanej strony, teraz jest to nawet coś więcej – bo pojawia się tutaj wątek bardziej osobisty. Miasto atakuje potężna bogini chorób i po kolei stara się wyniszczać najpotężniejszych mieszkańców Atlanty. Na jej drodze może stanąć Kate Daniels, ale kto z tego starcia wyjdzie zwycięsko, skoro Erra posiada magię taką, jak Kate, ale rozwiniętą lepiej przez jakieś tysiące lat?

Jak już wspomniałam, Kate jest moim zdaniem najlepiej skonstruowaną bohaterką, z jaką miałam do czynienia. Przede wszystkim od pierwszego tomu możemy zaobserwować, jak bardzo ta postać się rozwija, jak się zmienia. W Magia kąsa mieliśmy do czynienia z najemniczką, która stroniła od pracy zespołowej, na myśl o posiadaniu szefa aż ją skręcało, a przyjaciele byli jedynie luksusem, na jaki nie powinna sobie pozwalać. W Magia krwawi Kate nie traci ze swojego charakteru, nadal ma cięty język, jej riposty potrafią czasami zwalić z nóg, ale widać też, że kobieta przez ostatnie wydarzenia, jakie były jej udziałem, zmieniła się i wcale nie była to zła zmiana. Kate bardzo dobrze wie, co to odpowiedzialność i jest w stanie ją udźwignąć. Poza tym może i chce udawać silną, niezależną i obojętną, ale tak naprawdę zależy jej na tym mieście, na jego mieszkańcach, a na kilkorgu już zwłaszcza. Bo przecież Władca Bestii, Julie, Derek, Jim, Andrea czy Raphael nie są już dla niej tylko znajomymi, chociaż tego ona sama nie chce przyznać.

Jak zwykle u małżeństwa Gordonów mamy książkę naszpikowaną akcją i emocjami. Chociaż zdaje się, że Kate nie może nas już niczym zaskoczyć, oni po raz kolejny mrugają do nas okiem i mówią: „ha, tego się nie spodziewałeś, co?”. I właśnie tak jest. Poza tym wątki mitologiczne, których używają do swoich książek, zawsze są dopracowane w stu procentach. Gdy zagłębiam się w Atlantę po Zmianie, nie myślę sobie: „nieźle, ale to przerażająca wizja przyszłości”. Myślę: „wow, i jak oni sobie z tym poradzili, że to miasto jeszcze stoi?”. Rzeczywistość, którą budują na naszych oczach autorzy jest tak prawdziwa i namacalna, że największy sceptyk magii zastanowiłby się dwa razy, czy ta na pewno nie istnieje. A postać Erry jest jedną z najlepszych villainów, z jakimi musiała się mierzyć nasza bohaterka.

Magia krwawi to jedna z moich ulubionych książek (cóż za zaskoczenie, prawda?). Z całej serii o Kate Daniels zajmuje u mnie drugie miejsce, na tę część, która jest numerem jeden ze świata Daniels trzeba jeszcze trochę poczekać (aż do lata, bo właśnie wtedy ukaże się szósty tom), ale zdecydowanie warto. Nie wiem, czy wystarczy mi słów pochwały do zrecenzowania kolejnej części o Kate, bo chociaż mam dość pokaźny zasób, państwo Gordonowie stopniowo go wyczerpują. Ale to nic, zajrzę do słownika, douczę się kilku nowych, byle ich seria z Kate pozostawała nadal tak świetna, realistyczna, wciągająca i poruszająca, jak do tej pory.

A teraz przyznajcie się, sięgnęliście już po pierwszy tom i trzy kolejne? Bo jeśli nie, lepiej uważajcie. Kate i Jego Futrzasta Wysokość mogą nie przyjąć tego za dobrze!  

Za książkę serdecznie dziękuję wydawnictwu Fabryka Słów


Uwaga, uwaga! Jeśli tomu czwartego nie macie jeszcze na swojej półce, właśnie pojawia się okazja, by to straszne niedopatrzenie zmienić, bo mamy dla was…

KONKURS!

W związku z tym, że objęłyśmy powieść patronatem, mamy dla was trzy egzemplarze „Magia krwawi” do wygrania!
Sponsorem jest wydawnictwo Fabryka Słów.
Koszt wysyłki ponosi sponsor.
Termin: 18–25.03.2018r. do godziny 18:00
Co trzeba zrobić, żeby jedna z tych świetnych książek trafiła właśnie w twoje ręce?
ZADANIE: Wyobraź sobie, że żyjesz w Atlancie po Zmianie. To niezbyt bezpieczna okolica, więc potrzebujesz broni. Jaka to broń i jak ją nazwiesz? A przede wszystkim: z którymi stworami radzi sobie najlepiej?

Wygrywają 3 najbardziej kreatywne i najciekawsze odpowiedzi!
Powodzenia! :D


13 komentarzy:

  1. Moja broń nosiłaby nazwę kwiatobój, jak sama nazwa wskazuje nabojami byłyby kwiaty. Radzi sobie z "typami spod ciemnej gwiazdy". Na każdego stwora inny rodzaj amunicji, czyli kwiatów. Tego typu naboji posiadam bez liku, ponieważ w Atlancie po Zmianie zajmuje się odnową biologiczną ziemi. Sadzę rośliny i och nowe odmiany- jestem ratownikiem natury!

    OdpowiedzUsuń
  2. Moją ulubioną formą broni byłyby noże do rzucania. Miałabym specjalny zestaw 3 takich noży i nazwałabym je Bójka, Bajka i Brawurka ;)
    Bójka - byłaby z żelaza - dobra na wszystkie istoty magiczne - fae, wróżki
    Bajka - byłaby ze srebra - do walki ze zmiennokształtnymi
    Brawurka - byłaby nasączona wodą święconą - do walki z wampirami

    OdpowiedzUsuń
  3. myślę, że wystarczająco duży miotacz ognia byłby dobry na wszystko xD

    OdpowiedzUsuń
  4. Uwielbiam czytać a ostatnio zupełnie nie mam na to czasu
    Choć to raczej nie mój gatunek

    OdpowiedzUsuń
  5. Gdybym żyła w niebezpiecznej krainie Atlancie to zdecydowanie potrzebowałabym super broni.Taką broń najchętniej kupiłabym od najlepszych w swoim fachu czyli od goblinów.Byli oni twórcami niezwykłych przedmiotów.Moja bronią byłby łuk ze złotymi strzałami,pięknie wykończony z ozdobnym pismem.Nazywałabym go ZŁOTOSTRZAŁY albo ŚWIATŁOOGNISTY.To nadzwyczajna broń bo zawsze trafia do celu,nie trzeba mięć dobrego wzroku,samymi myślami sprawia ,że nie pudłuje.Gdy starzała leci do celu,zapala się w locie,tworząc wrażenie,jakby się paliła.Ten rodzaj broni sprawdza się z każdym przeciwnikiem a najbardziej z orkami.Nikt nie ma szans kiedy mnie zaatakuje.

    OdpowiedzUsuń
  6. Życzę wszystkim powodzenia.Niestety nie mój gatunek,więc tym razem niech inni próbują swoich sił.Niech moc będzie z Wami.

    OdpowiedzUsuń
  7. Moja broń to strach - działa najlepiej pomieszany z wściekłością, nie dzieli na gatunki, skuteczny i silny, jak śmierć, choć równie niepozorny. Napędza go adrenalina i świadomość, że albo ja, albo przeciwnik. W tej walce strach o własne życie pozwoli mi wygrać, czasem się schować, a czasem wyskoczyć z ukrycia w paszczę niebezpieczeństwa, by ochronić jedyną cenną rzecz, jaka mi została - życie.

    OdpowiedzUsuń
  8. "Prawdziwa" broń (miecz, pistolet, itp.) na nic by mi się nie zdała, bo jeszcze potrzebna jest umiejętność posługiwania się nią, no i odrobina refleksu, a ja żadnej z tych rzeczy nie mam. Jako tajemnej broni używałabym więc mojego ciętego języka, za pomocą którego odebrałabym ochotę do walki wszystkim typom spod ciemnej gwiazdy. Nazwałabym ten oręż "Niewyparzona Paszcza".
    Z pozdrowieniami
    Natalia

    OdpowiedzUsuń
  9. Na takie książki czekam zawsze z wielką niecierpliwością. A co do konkursu to mojemu synowi zawsze marzył się 5-ciożywiołowy miotacz ( tak, tak dobrze wpisałam 5 nie cztery). Miotacz miotałby ogniem ( na stworzy wodne, lodowe i łatwopalne), wodą ( na stwory ogniowe, elektryczne i rozpuszczające się pod wpływem wilgoci), ziemią ( na stwory, które wymagałby unieruchomienia), powietrzem ( na stwory z materiałów sypkich) oraz emocjami ( strach, radość, panika- na te stwory, które wcześniejsze żywioły nie dawałyby rady). Oczywiście różne opcję można byłoby ze sobą mieszać. Jednak opcja emocji pochłaniałaby najwięcej energii i jako jedyna ładowana byłaby magią. Pozostałe opcje ładowane zetknięciem z danym żywiołem. Taką broń obsługiwać by mógł tylko i wyłącznie człowiek. Taka broń byłaby cudem techniki.

    OdpowiedzUsuń
  10. Aby spłacić swe winy część byłych więźniów została wcielona do armii broniącej Atlantę. Jedym z nich jestem ja. Zostaliśmy wyposażeni w nowatorskie i niebezpieczne wyrzutnie. Konstruktor do ostaniej chwili nie był pewien, czu sprzęt zadziała. Nasza wyjątkowa broń wyrzuca we wroga ożywione, zapomnianeprzecinki, pominięte kropki nad i czy j, wszystkie popełnione błędy ortograficzne. Plaga huraganu czy potopu to nic w porównaniu z piekłem, jakie urządza ortografia i interpunkcja każdemu człowiekowi na codzień, a co dopiero personifikowana. Samo używanie tej broni sprawia, że ciarki przechodzą mi po plecach, gdy patrzę na reakcję wrogów. Przecinki gryzące po rękach, kropki wbijające się w podeszwy niczym pinezki to tylko część z działań tej wyrzutni. Nie boję się wyjść z nią na ulicę bo wiem, że nie jeszcze brutalniejszej broni nie wymyślono

    OdpowiedzUsuń
  11. Moją bronią byłby młot bojowy o nazwie Ékrixi (z greckiego „wybuch”).
    Trzon posiadałby solidny rdzeń o średnicy centymetra wykonany z miedzi, otoczony szczelnie dopasowanym i ściśniętym kawałkiem poświęconego dębu, który sprawiałby, że broń byłaby wygodniejsza w trzymaniu. W sumie sam trzon miałby średnicę trzech centymetrów i długość sześćdziesięciu pięciu. Obuch z kolei podobny byłby konstrukcją do broni zwanej... obuchem właśnie. Z jednej strony miałby okrągłą głowicę młota, z drugiej zawinięty w dół dziób (odrobinę naostrzony wewnątrz zawinięcia, czego nie dałoby się użyć gdybym nie była w dostatecznej desperacji, by wbić w kogoś/coś zakrzywiony koniec). Cały obuch wykonany byłby z hartowanej stali, z warstwą srebra dobrej próby na obu końcach i zaostrzonej części.
    Są przeciwnicy, których nie można rozciąć, jednak nie ma takich, których nie uszkodziłoby odpowiednie przyłożenie siły, szczególnie wzmocnionej falą magii, którą Ékrixi doskonale by przewodził z uwagi na swoją budowę. Dlatego prawdopodobnie służyłby mi dość uniwersalnie do skutecznego rozbijania głów i innych kończyn wszystkim wrogim stworom. Jednak w szczególności miałby za zadanie chronić mnie przed loupami, bo to dla nich dokonałabym tych specjalnych modyfikacji z, jakby nie było drogim, srebrem.

    OdpowiedzUsuń