niedziela, 16 kwietnia 2017

Edith Wharton - "Lśnienie księżyca"

Tytuł: Lśnienie księżyca
Autor: Edith Wharton
Wydawnictwo: Wydawnictwo MG
Rok wydania: 2017
patronat Książkowiru
Liczba stron: 288
Ocena: 8/10

Opis:
Europa, lata dwudziestych XX wieku. Głównymi bohaterami jest kochające się małżeństwo: oboje dobrze urodzeni, ale biedni. Zakochanie się przeszkodziło im w planach – Susy i Nick chcieli zdobyć majątek zawierając korzystny związek, a tu – masz ci los! – przeszkodziła im miłość. Ponieważ jednak są nowocześni i sprytni – zawarli umowę: przez rok mogą szczęśliwie żyć na koszt znajomych (wszyscy chcą pomagać nowożeńcom!), a jeśli któreś z nich będzie miało możliwość zawarcia bardziej intratnego związku, to się rozwiodą. Oczywiście życie okazuje się nie takie proste i nasi bohaterowie muszą się zmierzyć z własnymi uczuciami i tym, że to, co kiedyś wydawało im się ważne i cenne, wcale nie musi ich zaspokoić.

Recenzja:
Edith Wharton po raz kolejny zabiera czytelników w fascynującą podróż po Europie początku XX wieku (zachęcam do lektury recenzji jej poprzedniej książki opublikowanej przez Wydawnictwo MG – KLIK). Znów mamy okazję śledzić gnuśne życie elit, które spędzają całe dnie na „życiu towarzyskim”. Tym razem mamy dwójkę głównych bohaterów – Susy Branch i Nicka Lansinga. Oboje są dobrze urodzeni, ale biedni. Susy otwarcie przyznaje się do tego, że żeruje na bogatych przyjaciołach, którym pozwala się utrzymywać. Gdy poznaje Nicka i nawiązuje się między nimi prawdziwa przyjaźń, a nawet coś więcej, proponuje mu układ – wejdą w związek małżeński i przez rok będą żyć na koszt znajomych. Jeśli w międzyczasie któremuś z nich trafi się lepsza partia, druga osoba nie będzie robiła problemów. Początkowe dwa miesiące małżeństwa są jak bajka – mają dla siebie willę w przepięknej Wenecji, Nick poświęca się pisaniu książki, prowadzą zadowalające życie towarzyskie i przede wszystkim oboje są nieprzyzwoicie szczęśliwi. To szczęście ma jednak swoją cenę – płaci ją Susy. Gdy Nick dowiaduje się, co jego małżonka musiała zrobić, by spędzili cudowne chwile w Wenecji, opuszcza ją pod wpływem impulsu. Coś, co miało być kilkoma dniami rozłąki, przeradza się w miesiące i każde z nich znajduję tę lepszą partię, z którą mogłoby zacząć nowe, beztroskie życie, pozbawione kłopotów materialnych. Serca jednak nie da się oszukać i Susy oraz Nicka mimo wszystko ciągnie do siebie…

Ależ jesteś okrutna, Susy! […] Ale ty po prostu nie masz pojęcia, o czym mówisz. Jak gdyby ktokolwiek mógł mieć tyle pieniędzy, aby nie chcieć więcej!

Główna kobieca bohaterka przypominała mi trochę Undine z Jak każe obyczaj. Susy również wykorzystywała nadarzające się okazje i żerowała na arystokratach, ale w przeciwieństwie do Undine miała jakieś – przynajmniej szczątkowe – zasady moralne. Poza tym autorka tym razem pokusiła się o nazwanie swojej bohaterki inteligentnej. Nie dało się tego samego powiedzieć o Undine, która owszem, była sprytna, ale dość ograniczona mentalnie. Wharton okazała się łaskawsza dla Susy, która żywiła dla bogaczy pogardę i choć przystawała z nimi, na dłuższą metę nie sprawiało jej to radości. Inaczej sprawa miała się z Nickiem, który moim zdaniem wyszedł na hipokrytę. Z jednej strony szczycił się większą moralnością od Susy, z drugiej ­– dokładnie tak samo żerował na bogatych przyjaciołach.

Przetrwa to wszystko, bez czego wydaje nam się, że jesteśmy w stanie się obejść: zwyczaje… To zwyczaje są trwalsze od piramid. Wygody, luksusy, poczucie swobody… A przede wszystkim moc, alby przeciwstawić się nudzie, monotonii, ograniczeniom i szpetocie. Jeszcze jako dziecko instynktownie tę moc wybrałaś sobie jako cel istnienia.

Wharton po raz kolejny bez litości zobrazowała arystokrację na początku XX wieku. Podobnie w Jak każe obyczaj obnażyła jej gnuśność i płytkość. Zdumiewające, że ci wszyscy ludzie spędzali całe życia na bezsensownych przyjęciach, strojeniu się w błyszczące łaszki i plotkowaniu oraz wybrykach, o których można było potem plotkować. Tym razem na tapecie znalazła się też instytucja małżeństwa – po latach sztywnych zasad nagle nadeszło obyczajowe rozpasanie i rozwód w kręgach arystokracji nikogo nie dziwił. Co więcej przyjaciele naszej pary otwarcie zastanawiali się, po ilu miesiącach Susy i Nick się rozwiodą i nazywali ich małżeństwo nierozsądnym wybrykiem. Wharton niby tego nie komentuje, ale z jej powieści wynika, że jednak wolała, kiedy małżeństwa zawierało się „na zawsze”.
Ostatnio na rynku pojawiło się sporo książek opartych na takim schemacie jak Lśnienie księżyca. Mężczyzna i kobieta zawierają układ, ale po jakimś czasie okazuje się, że gra przestaje być prawdą – albo się nią staje, w zależności od tego, co to był za układ… Co ciekawe,  Wharton wpadła na to sto lat temu! Choćby z tego powodu warto dać szansę jej książce. Poza tym, że autorka wnikliwie analizuje swoją współczesność, zwyczajnie dobrze się ją czyta. Byłam ciekawa, jak ostatecznie potoczą się losy głównych bohaterów i gdy odkładałam książkę, chodziło mi to po głowie. Dlatego polecam wam serdecznie tę powieść – spodoba się wszystkim fankom historycznych romansów, ale i osobom, które lubią powieści o tematyce społecznej.

Książka ukazała się pod naszym patronatem, więc mamy też dla was konkurs. Zapraszamy na nasz fanpejdż, gdzie możecie powalczyć o swój egzemplarz! KLIK

Książkę dostałam od Wydawnictwa MG

1 komentarz:

  1. Pisanie o przeszłości z perspektywy czasu nigdy nie będzie tak udane jak pisanie o czasach sobie współczesnych. Ja bardzo lubię obyczajówki historyczne więc zdecydowanie to ksiażka dla mnie

    OdpowiedzUsuń