niedziela, 9 maja 2021

Marieke Lucas Rijneveld - "Niepokój przychodzi o zmierzchu"

Autor: Marieke Lucas Rijneveld
Tytuł: Niepokój przychodzi o zmierzchu
Wydawnictwo: Literackie
Data wydania: 5 maj 2021
Liczba stron: 320
Ocena: 9/10

Opis:

Mała wioska na holenderskiej prowincji. Tuż przed świętami rodzina skromnych i pobożnych rolników doświadcza wielkiej tragedii - w wypadku ginie najstarszy syn Matthies. Niedługo potem kolejne nieszczęścia nawiedzają farmę, której życie zaczyna przypominać koszmarną wizję z obrazów Boscha. To kara za grzechy? Tak sądzą rodzice. Zatracając się w bólu i poczuciu winy, zaniedbują trójkę dorastających dzieci, które niewiele rozumieją i są przerażone atmosferą panującą w domu. Co to znaczy, że Matthies umarł? Czy ojciec odejdzie? Co stanie się z mamą? Budrysówka, Obbe i Hanna na swój sposób radzą sobie z niepokojem. Gromadząc niepotrzebne przedmioty, składając ofiary, zadając ból sobie i innym, łamiąc seksualne tabu, dają się wciągnąć w wir coraz bardziej zatrważających obsesji i fantazji. Na ziemi niczyjej, gdzieś między dzieciństwem a dorosłością, kończy się niewinność.

Recenzja:

Mam jakiś cudaczny talent do trafiania na książki, po których ciężko mi zebrać myśli. Niepokój przychodzi o zmierzchu zrodził we mnie ich tak wiele, że od naprawdę długiej chwili zastanawiam się od czego zacząć, ile powinnam zdradzić, które refleksje zachować dla siebie i… szczerze? Wciąż nie wiem! Pójdę więc na łatwiznę i – po prostu – zacznę od początku, ufając, że w trakcie tekst zamieni się w spójną i sensowną całość.

Miałam dziesięć lat i przestałam ściągać kurtkę.

Opowieść Marieke Lucas Rijneveld z początku wydawała mi się nieco zabałaganiona – jednakże narratorką jest dziesięcioletnia dziewczynka, więc jej gonitwa myśli była dla mnie zrozumiała. Książka maluje nietuzinkowy i bardzo naturalistyczny opis żałoby i próby ukojenia bólu, na wsi, w bardzo bogobojnej rodzinie. Już same pierwsze rozdziały są doprawdy mocną treścią. Akcja rozpoczyna się w przedświątecznym okresie, gdzie młoda bohaterka orientuje się, że rodzice chcą przygotować jej królika na wystawny obiad (wszak jej ojciec zaczął go namiętnie tuczyć), więc… modli się do Boga, żeby zamiast jej królika wziął jej brata i… no cóż… możecie się domyślić, co się wydarzyło.

Poprosiłam Boga, czy nie mógłby wziąć mojego brata zamiast mojego królika. Amen.

Śmierć Matthiesa (bo tak ma chłopak na imię) to niejedyna strata, której doświadcza ona i rodzina. Tracą oni również święta, bo tylko w tym okresie jedzą smakowitości, a rodzice w żałobie wszystkie rozdali, znika również choinka. Można więc rzec, że ze śmiercią jej brata odeszły wszelkie radości – i jak się szybko okazuje, z czasem jest coraz gorzej, bo historię obserwujemy również kilka lat później (przedstawione powyżej wydarzenia to zaledwie trzydzieści pierwszych stron).

- Czy nie sądzi pani, że Hitler czasem płakał, kiedy był sam? (…)
- Źli ludzie nie płaczą – odpowiedziała na to pani. - Tylko bohaterowie płaczą.

Marieke Lucas Rijneveld zwraca uwagę na nieoczywiste rzeczy. Wplata nutkę historycznych czy przyrodniczych niuansów, dziecięca ciekawość nie jest tutaj ukazana w sposób całkowicie niewinny (pojawia się tutaj motyw odkrywania własnej seksualności i nie tylko), ale i brak zrozumienia dla młodych ludzi jest przytłaczający. Można rzec, że Niepokój przychodzi o zmierzchu to powieść zarazem brzydka, jak i piękna, fascynująca i odpychająca, zawstydzająca, okrutna i… przerażająco smutna. Musiałam dawkować sobie jej treść, bo wywoływała dziwny ciężar w mojej piersi i… czytając ją czułam się brudna. Po prostu BRUDNA.

(…) Tylko przemoc we mnie hałasuje. Rośnie i rośnie, jak smutek. Tylko że smutek szuka przestrzeni, jak powiedziała Belle, a przemoc sobie ją po prostu bierze.

Niepokój przychodzi o zmierzchu to dzika i odważna powieść, która potrafi przejąć czytelnika dojmującym smutkiem, jak i wywołać nieprzyjemnie ciarki na plecach. Narratorka opisuje wszystko w sposób prosty, nie bawiąc się w piękne słowa – nieczułość jej bliskich jest porażająca, podobnie jak to, jak daleko posuwają się bohaterowie, by… coś poczuć. A wszystko to na – z pozoru – sielskiej wsi. Książka pełna niesprawiedliwości, odrzucenia i… okropnych scen, a mimo to niesamowicie pociągająca, intrygująca - dzika. Polecam z całego serca!

13 komentarzy:

  1. "...Brzydka, jak i piękna, fascynująca i odpychająca, zawstydzająca, okrutna i ... przerażająco smutna. (...) wywołała dziwny ciężar w mojej piersi i... czytając ją czułam się brudna.po prostu brudna."
    Sama recenzje mogłabym czytać garściami i coś mi jej mało. Nie pozostało więc nic innego, jak tylko sięgnąć po książkę.

    OdpowiedzUsuń
  2. Renata Kozłowska9 maja 2021 19:49

    Bardzo ciekawa recenzja, zaciekawiła mnie ta książka po jej przeczytaniu. Faktycznie macie szczęście do wyszukiwania książkowych perełek.

    OdpowiedzUsuń
  3. Po przeczytaniu recenzji jestem "w kropce". Waham się... To może być ciekawa powieść. Z drugiej strony - dzika, okropne sceny. Zapisuję tytuł /do zastanowienia/.

    OdpowiedzUsuń
  4. Zupelnie nie wiem, co o tum sądzić. Wasza recenzja mi się podoba, brzmi zachecajaco, choc z drugiej strony nie jestem do końca pewna czy to lektura dla mnie. Teraz raczej watpie, bo wolę lżejsze książki, ale kiedyś chętnie przeczytam

    OdpowiedzUsuń
  5. Recenzja sporo wyjaśnia, ale nie wiem czy będę czytać tę książkę. Wydaje mi się bardzo dołująca, a przynajmniej takie odniosłam wrażenie. Nie mam teraz nastroju na takie książki. Ale nigdy nie mówię nigdy. Być może kiedyś przeczytam

    OdpowiedzUsuń
  6. Mieszane uczucia mam we stosunku do "Niepokój przychodzi o zmierzchu" po przeczytaniu recenzji. Z jednej strony fascynacja książką ale z drugiej strony boję się tego brudu. Za smutna, brutalna jest ta lektura jak dla mnie i coś czuje że fascynacja tą historią nie wygra u mnie.

    OdpowiedzUsuń
  7. Zamierzam ją przeczytać. Na szczęście mam ją już pod ręką. Dlatego cieszy mnie twoja pozytywna recenzja.

    OdpowiedzUsuń
  8. prosimy podawać nazwisko tłumacza :-)

    OdpowiedzUsuń
  9. Przez lekturę pierwszych linijek opisu, jeszcze byłam pozytywnie nastawiona do pozycji czytelniczej. Jednak z litery na literę, zachwyt spadał. I to na tyle, że obecnie jednak odpuszczę sobie tę książkę i skupię się na czytaniu innych. Nie podoba mi się ta tematyka w tej książce.

    OdpowiedzUsuń
  10. Wydawnictwo Literackie ma ostatnio szczęście do podrzucania na rynek wydawniczy bardzo wartościowych pozycji. Coś mi się wydaje, że "Niepokój przychodzi o zmierzchu" właśnie do nich należy.
    Takie "brudne" historie odkrywają przed czytelnikiem prawdziwy świat, schowany przed wścibskimi spojrzeniami gdzieś w czeluściach czterech ścian. Za zamkniętymi drzwiami rozgrywa się wiele ludzkich dramatów. I nawet kiedy tym, którzy znają taka rodzinę, wydaje się, ze wszystko toczy się tak, jak toczyć się powinno, prawda jest taka, ze nie zawsze tak się właśnie toczy i tylko ci, którzy w tych czterech ścianach egzystują, wiedzą, jak bardzo przerażające i zezwierzęcone potrafi być ludzkie życie.
    Niewielu autorów potrafi i chce odkrywać ten świat, a im bardziej jest on brutalny, im bardziej zezwierzęcony, tym mocniej zakopany po wygodniejszymi i bardziej chwytliwymi tematami. Tym bardziej należy się Marieke Lucas Rijneveld szacunek, że podjęła się tego zadania, bo niełatwe to zadanie i niełatwa krytyka, z jaką przychodzi się później takiemu wychodzącemu przed szereg autorowi zmierzyć.
    Aleksandra Miczek

    OdpowiedzUsuń
  11. O nie, to ja podziękuję. Fabryka os mi wystarczy. Mam dość takich przytłaczających powieści. 😑

    OdpowiedzUsuń
  12. Ostatnimi czasami coraz częściej się słyszy, że w jakieś małej wiosce-sąsiad sąsiada zabił lub zginęła cała rodzina, bo jeden z członków zabił wszystkich i siebie na końcu. Coraz rzadziej słyszy się o wsi-anielska i sielska, ale skąd to się bierze, dlaczego? Czy aż tak bardzo można nie znać drugiego człowieka, sąsiada na wsi czy jedną wieś dalej? Czy psychika ludzka może się w momencie zmienić ? Pandemia spowodowała, że cały otaczający świat zaczął się nagle, gwałtownie zmieniać-tak jakby nagle rollercoaster życia, zaczął bez ostrzeżenia, spadać z bardzo gwałtowną prędkością, bez możliwości zaciągnięcia ręcznego hamulca i wszystko dookoła zaczynało człowieka przytłaczać. I takie mam odczucia, jeśli chodzi o takie książki. Zaczytywanie się w nich, to bardziej przerażająca, pełna paniki, strachu i przytłoczenia chwila, niczym najbardziej straszna atrakcja w książkowym lunaparku. A dla mnie wypad do książkowego lunaparku ma bardziej sprawiać radość, zabawę, miłe wspomnienia, dobry humor, relaks i tego właśnie potrzebuje i szukam przy zaczytywaniu się :) Recenzja książki świetna i zapewne sama książka też, ale jednak tak jak i rollercoaster w wesołym miasteczku omijam bardzo szerokim łukiem, tak i tego typu książki omijam, bo to są rzeczy jednak dla osób o bardzo mocnych nerwach i psychice. Bardzo dziękuję za recenzję :) B.B

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przepraszam, ale nawet dla mnie okładka, jest taka bardziej przerażająca. Ten wzrok jakby chciał zabijać, takie mam wrażenia jak na nią patrzę.

      Usuń