piątek, 7 maja 2021

I.M. Darkss - "Niewolnica mafiosa"

Autor: I.M. Darkss

Tytuł: Niewolnica mafiosa

Wydawnictwo: Muza/Akurat

Data wydania: 2021

Ilość stron: 320

Ocena: 7/10

Opis:

Jest marionetką. Jest zabawką. Jest nikim. Nie ma nawet imienia. Po nieoczekiwanym uwolnieniu koszmar wcale się nie kończy; Z czarnej studni wspomnień wyłaniają się obrazy i zdarzenia, których wolałaby nie pamiętać. Zrozpaczona, przepełniona lękiem przed światem i ludźmi, szuka pociechy i opieki w ramionach swojego wybawcy. Czy z nowym imieniem odnajdzie spokój i szczęście w nowej rzeczywistości? Czy miłość, która kiełkuje w jej udręczonej duszy, zdoła uleczyć potwornie bolesne rany? A może przyszłość, która przez chwilę jawiła się w jaśniejszych barwach, to tylko fatamorgana, wabiąca w mrok, ku śmierci i zatraceniu?

Recenzja:

To zdecydowanie dobra książka - i moje udane pierwsze spotkanie z I.M. Darkss, ale kilka rzeczy mi tu do końca nie pasowało - zaraz się zresztą do tego szczegółowiej odniosę. Mimo wszystko uważam, że "Niewolnica mafiosa" to jedna z lepszych powieści mafijnych ostatnich tygodni - wydaje mi się, że fani takich klimatów mogą się w tej pozycji naprawdę zakochać: i tego zresztą im życzę.

Główna bohaterka zmienia imiona, niczym rękawiczki - w zależności od tego, jaki nastrój ma akurat facet, który ją niewoli - i który kontroluje całe jej życie. On jest nieobliczalny, lubi zadawać jej ból i cierpienie, a ona nie zna niczego innego. Owszem, dziewczyna najchętniej chciałaby zabić albo jego, albo siebie, ale niestety nie jest jej to dane. 

Wszystko kończy się pewnego dnia, gdy gliny robią nalot na dom jej oprawcy - ginie kilku ludzi, ale okazuje się, że nagle główna bohaterka jest wolna. Dziewczyna nawiązuje silną więź emocjonalną z facetem, który ochronił ją przed kulką snajpera - Trevorem. Błaga go też o to, żeby pozwolił jej ze sobą zostać - i żeby uczynił ją swoją kobietą, bo w końcu nasza główna bohaterka nie zna innego sposobu zachowania. On zgadza się przyjąć ją pod swój dach i być jej ochroniarzem, pozawala jej nadać sobie imię: Shantee (wojowniczka). I teraz wszystko powinno się już ułożyć, prawda?

Ale się nie układa. Przede wszystkim Trevor praktycznie od razu zaczyna coś robić z Shantee, a to pocałunki, a to seks. Pozwala jej na to, chociaż wie, że to zachowanie kobiety z traumą albo nawet z przejawami dysocjacji. Nie bardzo zajmuje się nią do tego wszystkiego specjalista - bo powinien zająć się nią psychoterapeuta z nurtu, który określa się jako CBT - skonkretyzowany na osoby, które miały traumę i teraz cierpią na przykład na PTSD. Tutaj psycholog, która zajmuje się Shantee jest bardziej zafascynowana dobraniem się do Trevora, przez co jej rozmowy z główną bohaterką wcale nie przypominają niczego, co powinno mieć między nimi miejsce. Co więcej, tłumaczy ona Shantee, że powinna się ona zająć kimś innym, bo tak naprawdę Trevorowi na niej nie zależy - co już jest poniżej wszelkiej krytyki, szczególnie etyki zawodowej.

W sumie to nie wiem, czy jednak bardziej wkurzał mnie Trevor w związku z tym, że praktycznie od razu pozwolił Shantee na to, żeby uprawiała seks - mimo tego że ona dalej czuła wtedy awersję do facetów i po części miałam wrażenie, że oddawała się Trevorowi tylko dlatego, że czuła wobec niego jakiekolwiek pozytywne uczucia - których wcześniej nie czuła (a on jej pozwolił się oddać, zamiast poczekać i upewnić się, że to jej jakoś bardzo nie zaszkodzi; końcu facet też powinien umieć powiedzieć: "nie"), czy raczej właśnie ta terapia, która niby nie miała sensu, a jednak nagle jakimś cudem się Shantee trochę poprawiło. A w przypadku traum nie ma czegoś takiego, że czas goi rany, bo czasem leczenie takich osób trwa LATAMI, a nie tylko kilka tygodni i tyle... Szczególnie, że główna bohaterka naprawdę była osobą skrzywdzoną, nie miała łatwego życia. 

Bulwersuję się tymi aspektami gwałtownej przemiany, bo pokazanie tego, jak główna bohaterka żyła w tamtych mroczniejszych czasach było cudowne, bardzo emocjonalne, bardzo prawdopodobne według mnie. Dosłownie momentami miałam łzy w oczach. Autorka świetnie wykreowała wtedy zachowanie i uczucia Shantee. Później, jak przeszło to bardziej w romans, miało to więcej zgrzytów - nie odczuwałam już tak bardzo tego dramatu, ale według mnie jednak dalej jest to jedna z lepszych książek tego typu. 

To, co jest zdecydowanie najlepsze, jest sposób napisania. Bez wątpienia autorka umiała stworzyć fajne postacie, a do tego wszystkiego: te opisy, dialogi, a nawet fragmenty związane z seksem... To wszystko jest po prostu na najwyższym poziomie! Te emocje i uczucia też są widoczne, ale wcześniej ten rys psychologiczny był lepiej zarysowany, później były z tym problemy. Niemniej jednak nie da się przejść obok "Niewolnicy mafiosa" obojętnie! Sama fabuła jest w pewien sposób dosyć oryginalna - a raczej jest bardzo odmienna od tego, co zwykle jest prezentowane w tego typu pozycjach. Także no, plusów jest sporo.

Ogólnie "Niewolnica mafiosa" ma tylko te dwa minusy: że relacja Trevora i Shantee układała się czasem zbyt szybko, a do tego wszystkiego ta psychoterapia, którą powinno się promować w inny sposób - szczególnie w tych czasach, gdzie ludzie boją się, że pójdą do specjalisty i on im nie pomoże. Tak to plusów jest naprawdę bardzo dużo. Jak mimo wszystko, po mojej recenzji, która szczegółowo wytknęła błędy, macie ochotę na niesamowitą przygodę, która jest tak różna od większości historii mafijnych, to polecam gorąco książkę I.M. Darkss. Myślę, że to nie jest ostatnia jej powieść, po którą sięgnę. 

11 komentarzy:

  1. Renata Kozłowska7 maja 2021 08:49

    Według Waszej recenzji wydaje się dobrze napisana ale rzyznam się, że mam dość już książek związanych z seksem, uległością więc jak na razie nie planuje jej przeczytać.

    OdpowiedzUsuń
  2. tym razem raczej sobie podaruję. Jakoś romanse mafijne zupełnie mnie nie kręcą. No ile tego może być. Cały czas kolejne wychodzą. Nie można pisać o czym innym. Moim zdaniem za dużo tego jest, przejadły mi się.

    OdpowiedzUsuń
  3. Czytywałem romanse mafijne, ale na razie czuję przesyt. Wątek, że znowu musi uprawiać seks, mimo wcześniejszej traumy, sprawia, że trochę "odrzuca" mnie od tej książki. Na razie daruję sobie tę książkę

    OdpowiedzUsuń
  4. Pomimo niezłej oceny i całkiem przychylnej recenzji ja podziękuję. Mam dosyć i nie mam ochoty szukać nowych wrażeń, które są dla mnie dziwne. Na razie romansom mafijnym mówię dość. Nie znalazłam w tej pozycji nic co, by mnie zaciekawiło i rozbudziło moją chęć do przeczytania tej historii.

    OdpowiedzUsuń
  5. Bardzo lubię styl tej autorki, ale nie mam ochoty na kolejną książkę o chorej "miłości", w której główna bohaterka jest krzywdzona i nie ma nic przeciwko...

    OdpowiedzUsuń
  6. Romanse mafijne już nie dla mnie.

    OdpowiedzUsuń
  7. "Niewolnica mafiosa" przyzwoity romans mafijny. Lecz nie dla mnie, za dużo jak dla mnie jest tych książek, nie ciągnie mnie do poznania kolejnego. I.M. Darkss stworzyła ciekawą historię (pomimo minusów). Styl pisarki świetny, umiała wczuć się w główną bohaterkę i jej przeżycia kiedy była więziona, tylko dziewczyna po takich przeżyciach powinna być pod lepszą ochroną. Nie lubię takich wątków.

    OdpowiedzUsuń
  8. Okej nie ukrywałam nigdy, że nie jestem fanką okładek, gdzie twarze bohaterów są odcięte praktycznie w połowie i nie sposób ich rozpoznać. W tym przypadku możemy, jednak przyjąć, że ta nie do końca widoczna twarz kobiety to taka metafora do zmieniania tożsamości. Co do samej treści, lubię romanse mafijne, a nawet bardzo lubię. Chociaż czuje też ostatnio pełen zastój i kilka książek czeka w kolejce na półce. Tutaj przyznam, że to może być całkiem przyzwoita lektura, chociaż też zachowanie Trevora i Pani psycholog wykracza poza wszelkie normy. Skuszę się na lekturę „Niewolnicy mafiosa”, jednak w pierwszej kolejności przeczytam to, co już na półce czeka.

    OdpowiedzUsuń
  9. Niezależnie od tego, jak dobrą autorką mogłaby okazać się I.M. Darkss, niezależnie od tego, jak bardzo porywającą mogłaby się okazać "Niewolnica mafiosa", nigdy nie zajrzę do tej pozycji, tak samo jak do innych pozycji tego rodzaju.
    Dlaczego? Przede wszystkim dlatego, że przedstawiają kobietę jako istotę pozbawioną swojego człowieczeństwa. "Jest marionetką. Jest zabawką. Jest nikim. Nie ma nawet imienia." W tego rodzaju książkach kobieta staje się właśnie taka marionetką i zabawka w ręku mężczyzny. Dlaczego? Czyżby naprawdę była pozbawioną imienia, własnej woli i życiowych priorytetów seksualną zabawką?
    Nie umiem przejść obojętnie wobec kreowania takiego wizerunku kobiety. Nie w tym upatruję zadania, jakie stawia się przed literaturą, nawet taką, która trafia do wąskiego grona odbiorców. I żeby było śmieszniej, znaczna część tych, moim zdaniem pożal się Boże, książek wychodzi właśnie spod pióra kobiet. Czy właśnie w taki sposób powinnyśmy być postrzegane?
    Aleksandra Miczek

    OdpowiedzUsuń
  10. Od dłuższego czasu,mam wrażenie, że to właśnie czytelnicy są wrzuceni do takiej mafijno-gangsterskiej studni,w której cały czas spadając w dół,obijami się o książki w identycznym stylu albo z lekko lub mało znaczącymi różnicami. A co najgorsze nie widać dna tej studni. Oczywiście nie chce nikogo obrażać i wkładać wszystkich do jednego worka,bo oczywiście i wśród takich książek,zapewne znajdują się świetne perełki,ale przez ten przesyt tym rodzajem,jako czyteniczka,nie mam ochoty ani chęci by najpierw obijać się i ranić moją wyobraźnię tymi gorszym,dlatego na te chwilę nie będę ani ich szukać ani łowić. Mam nadzieję,że nikogo nie uraziłam. Bardzo dziękuję za recenzję 😘B.B

    OdpowiedzUsuń
  11. Czytałam autorki "Ten zakazany" i tak średnio mi podobała się ta powieść. Nie wiem czy chcę czytać więcej jej książek. W ogóle przesyt jest już tymi romansami mafijnymi. A ja ostatnio się przekonałam, że jak szczerze napiszesz o książce i o swoich odczuciach, nawet jeśli nie są one pozytywne, to już taka recenzja nie jest mile widziana w oczach niektórych autorów( i nie mam tu na myśli pani Darkss, bo ona akurat polubiła moją opinię, mimo że moja opinia nie była pozytywna, ale szczera)i wydawnictw. 😔 I to bardzo przykre 😢

    OdpowiedzUsuń