czwartek, 17 września 2020

Tess Gerritsen - "Z zimną krwią"

Autor: Tess Gerritsen
Tytuł: Z zimną krwią
Wydawnictwo: HarperCollins Polska
Data wydania: 8 sierpnia 2020
Liczba stron: 240
Ocena: 7/10

Opis:

To miał być najszczęśliwszy dzień w życiu Niny. Stało się inaczej. Gdy porzucona przez narzeczonego w dniu ślubu zapłakana opuszczała kościół, przy ołtarzu wybuchła bomba. Zaraz potem ktoś próbuje zepchnąć samochód Niny z drogi i podkłada bombę w jej mieszkaniu. Nie ma wątpliwości - to Nina miała zginąć. 
Nigdy nie złamała prawa, nigdy nie miała wrogów, a jednak ktoś uznał ją za śmiertelne zagrożenie i próbuje zabić...


Recenzja:

   To już kolejna książka Tess Gerritsen, którą miałam okazję czytać w ostatnim czasie. Dzisiaj trochę o następnym wznowieniu tej autorki, czyli tytule, który nie ma zbyt wielkich gabarytów, a dokładniej - Z zimną krwią. Zawsze ciesze się na nową premierę książki Gerritsen, bo jestem przekonana, że czeka mnie fajna lektura. 

Czy w jednej chwili najszczęśliwszy dzień w życiu może zamienić się w katastrofę? Nina zostaje porzucona przed ołtarzem, a w kościele w którym miała odbywać się ceremonia, wybucha bomba. Kto chce zabić dziewczynę, a może w to wszystko zamieszany jest jej niedoszły mąż? 

Jak bardzo często, w książkach tej autorki, motywowi kryminalnemu towarzyszy wątek miłosny. Główna bohaterka, która zostaje porzucona pod ołtarzem, zainteresowała się policjantem, który prowadzi jej sprawę, oczywiście ze wzajemnością. Tym razem nie był to nachalny wątek który by mi przeszkadzał, ale bardzo fajnie grał z głównym nurtem książki.

Tak jak już wspomniałam, książka nie jest największych gabarytów, co ja oceniam na duży plus. Fabuła nie jest rozciągnięta na miliony stron, dzięki czemu nie dłuży się i nie nudzi przez zbędne fragmenty. Pomysł może i nie jest oryginalny, jednak autorka dobrze go poprowadziła i czytało się bardzo przyjemnie. 

Jedynym minusem tych niewielu stron jest to, że nie do końca podobają mi się bohaterowie, którym zabrakło głębi i takiego jakiegoś rozwinięcia charakterów. Wiadomo, coś za coś, jednak ostatecznie te postaci nie wypadły jakoś źle, po prostu chętnie bym zobaczyła ich jeszcze bardziej rozbudowanych.

Książkę czyta się błyskawicznie. Jeden wieczór i całość już była za mną. Tak, jak mówiłam, dla mnie to idealna książka na chwile, kiedy jakoś nie mam ochoty czytać czegoś bardziej ambitnego czy cięższego. Lubie styl autorki, która potrafi mnie już od pierwszej strony wciągnąć w swoją historię. Może nie zaskoczyła mnie jakoś bardzo zakończeniem, jednak przyjemnie śledziło mi się poczynania bohaterów.

Bardzo chętnie przeczytam kolejne książki autorki, których jeszcze nie miałam okazji czytać. Bardzo lubię podczytywać je w momentach czytelniczej niemocy i po prostu aby spędzić przyjemnie czas. Wam serdecznie polecam zapoznanie się z tą autorką. 

Z książkowymi pozdrowieniami,
Klaudia.

8 komentarzy:

  1. Powiem szczerze, że jak już jest historia, w której w jednym dniu wybuchają w krótkich odstępach czasowych dwie bomby... to już tak jakby nie halo. Bo albo zamachowiec ma coś nie tak z głową (czego w sumie nie da się wykluczyć) lub jest przygotowany na każdą ewentualność... ale to i tak nie tłumaczy, dlaczego hasa sobie po mieście z dwoma ładunkami, które mogą w każdej chwili narobić kłopotu, nie wspominając o tym, że on raczej samobójcą nie jest. Co chcę powiedzieć? Posiadanie jednej bomby to poważne przestępstwo i niemała praca, aby ją skonstruować, nabyć potrzebne materiały i nie ściągnąć na siebie uwagi FBI czy innych instytucji, które się mogą w tej książce pałętać. A tu co? Nie udało się raz zabić właściwej osoby, to bezmyślnie pakuję kolejny ładunek parę minut później? To nielogiczne...
    Sam zarys fabuły - poza tymi bombami, no to ok. Wspaniały dzień Tess idzie z jednej katastrofy w drugą, tylko zdaje się, że znowu coś jest nie tak. Dziewczyna zmierza do ołtarza, a jednak potem rzuca się na pierwszego lepszego gliniarza? Co ona, niezdecydowana życiowo? A raczej emocjonalnie? Pomijając już to, że chyba jakoś traumatycznie powinna przeżyć tą swoją katastrofę (ja mniejsze rzeczy bardziej przeżywam niż ona), a tutaj co, tylko romanse jej grzeją głowę?
    Mam nadzieję, że jakoś z tym śledztwem lepiej pójdzie, bo powiem szczerze, że ogólnie to mi sie tutaj nic nie klei. Aż musiałam sobie wygooglować tą panią, bo w ogóle nie przypominam sobie recenzji z nią w roli głównej (tak, a przeczytałam, że były :P). Gdybym miała zgadywać, to wydaje mi się, że autorka nazbyt miesza gatunkowo, że lepiej pasowałaby znowu u bram fantastyki lub science fiction. Ja wiem, że się czepiam ("ja" tak bardzo zawsze...) i może podczas prawdziwej lektury te braki nie są tak widoczne i reszta nadrabia wzmiankowanym lekkim piórem, ale wydaje mi się, że w erze rzeczywiście możliwych zamachów terrorystycznych (i pandemicznych?) to nie da się przejść tak obojętnie. Bądź co bądź to się robi drażliwy temat.
    Ale okładka ładna. Zawsze dam plusa (metafizycznie go policzymy :P) za okładkę, w której jest romans, a nie ma gołej klaty na pierwszej stronie. Albo gołej baby :P Choć z tych dwóch rzeczy wybrałabym pierwszą, ale to już subiektywne odczucia.
    Pozdrawiam ciepło wszystkich!

    OdpowiedzUsuń
  2. Ta okładka podoba mi się bardziej niż wcześniejsze. Książki Gerritsen lubię bez względu na objętość. W tych objętościowo mniejszych akcja rzeczywiście jest skondensowana, bohaterom może brakować głębi i wydają się może mało stabilni emocjonalnie, szczególnie bohaterki, które rzucają się w ramiona innych zaraz po stracie ukochanych, ale trudno akcje rozciągnąć w czasie, kiedy tyle się dzieje i zmieścić to wszystko na 200 stronach. Książki Gerritsen są doskonałym przerywnikiem po emocjonalnie wyczerpujących pozycjach, po ciężkim dniu, kiedy zmęczenie nie pozwala na skupienie uwagi podczas bardziej wymagającej lektury.

    OdpowiedzUsuń
  3. Czarno-biała okładka „Z zimną krwią” od Tess Gerritsen przywołuje na myśl automatyczne skojarzenia z czarno-białymi filmami. Uwagę zwraca na siebie wyróżniająca się czcionka, wielkość liter oraz ich kolor, a co ważne, świetnie współgra to z grafiką, jaką jest paczka dynamitu, a właściwie bomba. Nic nie wysuwa się na pierwszy plan, wszystko współgra idealnie. Na duży plus to, że opisu nie ma za wiele, nie zdradza nam zbyt wiele szczegółów. Dowiadujemy się, że porzucona przed ołtarzem Nina cudem uchodzi z życiem, wpierw przy ołtarzu wybucha bomba, potem ktoś usiłuje zepchnąć jej samochód z drogi, a następnie kolejna bomba zostaje podłożona w jej mieszkaniu. Pytanie, komu zależy tak bardzo na śmierci Niny? Po lekturze recenzji, opisu, a także wysnuciu własnych przemyśleń widzę, że zapowiada się całkiem, niezła, przyjemna lektura, która pomimo swej małej objętości (240 stron), może dostarczyć ciekawej rozrywki, a czy tak będzie? Przekonam się już po jej lekturze.

    OdpowiedzUsuń
  4. O autorce nie umiem się wypowiedzieć gdyż nie czytałam żadnej jej książki. Mogę natomiast wypowiedzieć się o moich odczuciach po przeczytaniu tej recenzji. Czasami każdemu zdarza się taki dzień który jest przepełniony katastrofami. Oczywiście często nie są to katastrofy o takim wymiarze, są to natomiast katastrofy życia codziennego jak np. wypadek. W dzień ślubu również często zdarzają się niespodziewane przypadki jak np. Spóźnienie się do kościoła. W tej książce jednak przedstawione katastrofy mają jednak inny wymiar. Bomba w kościele w którym miał odbyć się ślub nadaje kryminalnego wyrazu temu wydarzeniu. Mocni zastanawiam się czemu chcą zabić dziewczynę i kto chce to uczynić. Bardzo ciekawi mnie co ma z tym wspólnego jej mąż. Bo czytając recenzje odniosłam wrażenie że jest w to zamieszany. Jestem ciekawa jak potoczy się wątek dziewczyny i policjanta. Kto kryje się za tymi intrygami i co na sumieniu ma jej przyszły mąż. Okładka książki troszeczkę zdradza fabułę ale w zaledwie jej 0,001%. Mimo wszystko bardzo ona pasuje do tych wydarzeń i jest schludna, oraz przyciąga oko. Jej kolorystyka również jest interesująca. Rzadko widuje takie kolory na okładkach, mimo wszystko nadaje odrobinę dramatyzmu książce. Podsumowując książka wydaje się interesującą i jestem pewna, że chce ją przeczytać. To czy mi się spodoba dowiem się po jej przeczytaniu.

    OdpowiedzUsuń
  5. "Z zimną krwią" będzie w książką doskonałą dla mnie żeby zacząć przygodę z twórczością Tess Gerritsen. Dlaczego ponieważ recenzowana pozycja ma wszystko czego szukam w książkach jest to akcja, intryga oraz romans. Fajnie że pisarka wyważyła proporcje między romansem a sensacją. Zapowiada się ciekawie spędzony czas czytając "Z zimną krwią" dzięki temu, że nie mamy zbędnych opisów możemy skupić się na akcji oraz na wątku miłosnym. Książka zaczyna się 'bombowo' jestem ciekawa jak się zakończy.

    OdpowiedzUsuń
  6. Jak już zauważyłam okładki książek Tess Gerritsen przeważnie są takie małostkowe, często jest na nich jakaś jedna lub dwie wyostrzone rzeczy które wyróżniają się na ciemniejszym tle, co dodaje im uroku, choć mnie osobiście bardziej podobają się te które mają kolor niż te czarno białe.
    Jak już wspominałam z tysiąc razy, kryminał nie jest moim ulubionym gatunkiem, choć jak już czytam romanse z wątkiem kryminalnym to możliwe, że wkrótce też przekonam się do samego kryminału. W tej książce podoba mi się to, że nie znajdziemy trupów ani rozlewu krwi (tak wywnioskowalam z opisu i recenzji i mam nadzieje, ze się nie mylę), jest to bardziej rozwiązywanie zagadki, kto i czemu chce pozbyć się Niny. Może i nie jest to za bardzo zaskakująca książka, ale mam nadzieje, ze nie jesteśmy od pierwszych stron świadomi tego kto jest oprawcą i, że autorka daje nam się trochę po zastanawiać. Takie kryminały mogę czytać, nie jakieś mocne, ale przyjemne i niezbyt obszerne, no i wątek miłosny.. kilka kryminałów czytałam z wątkiem miłosnym, nie przypadły mi do gustu i właśnie przez to jestem średnio do nich nastawiona, ale tutaj akurat dałabym szanse, skoro nie przeszkadza aż tak, a nawet tu pasuje.
    Nigdy nie myślałam żeby przeczytać książki tej autorki, za tą też biegać nie będę, ale już przynajmniej wiem, że jak się trafi to nie dołożę, bo nie mój gatunek. Teraz sięgnę żeby się przekonać czy nadal jestem na nie i czy nadal nie będzie to mój gatunek.

    OdpowiedzUsuń
  7. Tess Gerritsen i stosunkowo niska ocena. Dlaczego? Książki autorki, które do tej pory miałam okazję poznać, sprawiały, że długo po ich zamknięciu nie potrafiłam o nich zapomnieć. Każda z nich niosła za sobą spory bagaż niesamowitych emocji, różnorodnych, ale sporych. I chociażby z tego powodu zasługiwała na wysoką ocenę. Co się stało w przypadku "Z zimną krwią"?
    Dwie podłożone bomby z całą pewnością wskazują na to, że ofiarą miała paść ta, a nie inna osoba. Wybór dnia, kiedy wychodzi za mąż, też nie pozostaje zapewne bez znaczenia. Zdecydowanie podkreśla dramat bohaterki. Ślub, do którego nie dochodzi. Pan młody, który opuszcza narzeczoną przed ołtarzem. Bomba, która wybucha przy ołtarzu (dosłownie i w przenośni). Wydaje się, że wątek sensacyjny rozpoczyna się tak, jak powinien rozpocząć się w przyzwoitym kryminale. Intryguje, zastanawia, rodzi szereg pytań, powoduje niezłe zamieszanie w umyśle czytelnika.
    Tak powinien rozpocząć się dobry kryminał. Czyżby dalsza część fabuły była nudna i przewidująca. Znając styl pisania autorki, nie sądzę. Książka krótka? Nie szkodzi. Nie ilość stron stanowi o tym, co pozostaje w czytelniczej pamięci po zamknięciu ostatniej strony. Czasami taka krótka pozycja pozostawia więcej ciekawych wspomnień niż opasłe tomisko, którego wydarzenia ciągną się niemiłosiernie, jednocześnie śmiertelnie nudząc.
    Zaintrygowała mnie ta recenzja. Gdybym nie lubiła pozycji Tess Gerritsen,zajrzałabym do niej z czystej ciekawości. A w związku z tym, że ją lubię, zajrzę podwójnie do tego zmotywowana.
    Aleksandra Miczek

    OdpowiedzUsuń
  8. Uwielbiam takie książki ! A ten tytuł posiadam, ale nie czytałam jeszcze 😏 w wersji kieszonkowej ❤ Muszę dorwać jak tak jak najszybciej ! 😍

    OdpowiedzUsuń