wtorek, 12 marca 2019

Steven Erikson - "Cena szczęścia"

Autor: Steven Erikson
Tytuł: Cena szczęścia
Wydawnictwo: Zysk i S-ka
Data wydania: 25 lutego 2019
Liczba stron: 558
Ocena: 6/10

Opis:

Ruchliwa ulica w kanadyjskim mieście. W promieniu światła, najwyraźniej wystrzelonego przez UFO, znika Samantha August, autorka książek science fiction. Podczas gdy nagrane telefonami filmy, ukazujące moment porwania, rozchodzą się w Internecie, Samantha budzi się w małym pomieszczeniu. Tam wita ją głos Adama, który wyjaśnia, że znajdują się na orbicie, a on sam jest obdarzonym sztuczną inteligencją rzecznikiem Delegacji Interwencyjnej, triumwiratu obcych cywilizacji. Celem Delegacji jest ochrona i ewolucja ziemskich ekosystemów…
Tak oto rozpoczyna się zdumiewająca, prowokacyjna, świetnie napisana i niepokojąco wizjonerska historia pierwszego kontaktu.

Recenzja:

Słysząc nazwisko Eriksona, od razu myślami frunę do znakomitego cyklu Malazańska Księga Poległych i jestem przekonana, że wielu czytelników ma takie samo skojarzenie. Nic dziwnego, bowiem seria była – i wciąż jest – niezwykle popularna, stale przybywa zarówno jej, jak i autorowi fanów. Ogromnie ucieszyłam się, że wydawnictwo Zysk i S-ka postanowiło wydać jedną z najnowszych pozycji tegoż pisarza, niemniej jej tematyka ogromnie mnie zaskoczyła. Wspomniany cykl pełen był wojen, przemocy i zdrady, a Cena szczęścia to… absolutnie (a wręcz absurdalnie) coś innego… 

Książka zaskoczyła mnie pod wieloma względami. Spodziewałam się więcej akcji, grozy, science fiction na maksa, a otrzymałam – no cóż – coś niespodziewanego. Cena szczęścia przepełniona jest dylematami i porusza doprawdy bogatą problematykę. Znajdziemy tutaj wątki na temat religii, polityki, kapitalizmu, ekologii, społeczeństwa… Ogólnie rzecz ujmując, autor porusza wiele kwestii, z którymi boryka się ludzkość – i która nas zarazem dzieli, jak i łączy. Muszę przyznać, że udowadniania wartości Ziemian było doprawdy ambitnym pomysłem, wręcz fenomenalnym, niemniej – mimo wielu ciekawych konkluzji – autor rozwiązuje wszystko bardzo naiwnie, w wielu miejscach siląc się na optymizm. Nawet w wypowiedziach sztucznej inteligencji, Adama, kryje się humor, szczęśliwie podszyty ironią. 

- Niektórzy po prostu nie lubią, gdy ktoś im mówi, co mają robić.
- Niektórzy w ten sposób tłumaczą się z tego, że są dupkami. 

Cenę szczęścia czytałam z zainteresowaniem, styl autora jest nieziemski, jednakże i tak jestem nią nieco zawiedziona. Nadmierna pozytywność utworu jest miejscami przytłaczająca i ciężka do zrozumienia, zupełnie jakby autor chciał tą książką poprawić sobie – i być może czytelnikom – humor. Usprawiedliwić błędy ludzkości, co – według mnie – jest nie na miejscu. Mylić się jest rzeczą ludzką, jak mawiał Seneka, jednakże zło nie zawsze można górnolotnie motywować. Niby autor stara się ukazać destrukcyjne działania człowieka, wymieranie naszej planety, jednak – jak wspominałam wcześniej – idzie tu na łatwiznę, co bardzo mnie zasmuciło. 

Atutem tej powieści nie jest również kreacja bohaterów, choć Samatha to zdecydowanie niesamowita kobieta. Na szczęście, rozbudowanie charakterów postaci jest tutaj zbędne, podobnie jak rozwinięta akcja, liczy się przekaz. Szkoda, że zamiera on wśród niezdecydowania autora, bo – jak sądzę – cel Ceny szczęścia miał być zupełnie inny. Steven Erikson zdaje się zachęcać nas do zwolnienia tempa życia i przywiązywania większej uwagi do Ziemi, jednakże robi to w nieumiejętny sposób… 

Najnowsza powieść autora Malazańskiej Księgi Poległych zdecydowanie nie przypadnie do gustu każdemu. To nie stricte science fiction, raczej fantastyka problemowa z motywem nawet nie tyle obcych, co bardziej sztucznej inteligencji. Jeśli szukacie czegoś, co daje do myślenia, nieco irytuje, ale i potrafi rozbawić (czarny humor i sarkazm rządzą), ta książka Was nie zawiedzie. Ja czuję niedosyt, bowiem mam wrażenie, że potencjał całego zamysłu został niewykorzystany…

6 komentarzy:

  1. Gdzieś już zetknęłam się z tą fabułą... I teraz pytanie, czy po prostu nie czytałam już czegoś o tej książce (bo jednak wątpię, bym czytała cokolwiek tego autora), czy mam jakieś deja vu. Widzę, że nawet autor recenzji jest zaskoczony fabułą :P To dobrze. Oznacza to, że Steven Erikson nie idzie w schematy. Wiem, że ta próba niekoniecznie wyszła (naiwne rozwiązania?), ale i tak cieszę się, że po kilku seriach nastąpiło zaskoczenie. Mam wrażenie, że niektórzy autorzy po wybuchu weny zaczynają się wypalać... Jedynie Kingowi to pewnie nigdy nie grozi :P Z drugiej strony - wiecznie mówimy, że ludzkość poszła nie w tę stronę, co trzeba. Zbyt dużo tych samych opinii... Pozytywna książka w tym klimacie będzie naprawdę sporym wyjątkiem. Zresztą, biadolić nad losem można w nieskończoność. Może to uwagi Eriksona zaczną coś zmieniać? Pożyjemy (miejmy nadzieję), zobaczymy. A ironia i sarkazm? Dzisiaj trudno o wytykanie wad na poziomie. W skrócie: wydaje mi się, że ta książka może jeszcze nie jednego zaskoczyć.
    Podobają mi się kolorki w tej recenzji - popieram inicjatywę, gdyż jest słuszna - od razu przyjemniej się czyta. Wtrącenia cytatowe również na plus, w ogóle dobrze jest poznać po fragmencie, nawet małym, styl i język autora/autorki. Ja swego czasu wybierałam w ten sposób książki - otwierałam na przypadkowej stronie, czytałam akapit i pod wpływem chwili kupowałam albo nie (tak... w ten sposób powstała moja pokaźna biblioteka, ale niczego nie żałuję). Wiem, wiem, powtarzam się, bo tajemniczej recenzentce Adze mówiłam już to samo... Ale co zrobić, gdy tak uważam?

    OdpowiedzUsuń
  2. Jeśli scince - fiction to właśnie takie - zwracające uwagę na bieżące problemy, refleksyjne, mające na celu coś więcej niż sensację. Podoba mi się pomysł na tą historię. A optymizm jest nam bardzo potrzebny.

    OdpowiedzUsuń
  3. Dobrze, że widzę recenzję tej książki, bo ostatnio ją gdzieś widziałam i się zastanawiałam nad nią. Myślę, że pomimo tych paru minusów sięgnę po nią. Czasem mam ochotę na coś optymistycznego, pozytywnego. Pomysł na historię jest nie tylko ciekawy ale i bardzo ważny, prawda jest taka, że czasem mam wrażenie, że rasa ludzka dąży do samounicestwienia, te wszędzie walające się śmieci jakby ziemia nie była naszym domem tylko miejscem chwilowego pobytu.
    Na fb Kasia Neu

    OdpowiedzUsuń
  4. Ja jestem dziwnym przypadkiem. O ile uwielbiam filmy z science fiction, to książki zawsze omijałam. Do tej pory przeczytałam w sumie tylko jedną książkę z tego gatunku, "Windykatorzy". Sięgnęłam po nią ponieważ chciałam obejrzeć film na podstawie tej książki, w którym grał mój ukochany aktor. i O losie! Spodobało mi się! Do tego stopnia, że wracałam do niej dwa razy! Opis mi się spodobał na tyle, że gdybym miała okazję na pewno sięgnęłaby po tę książkę, jestem jej ciekawa. Uwielbiam czarny humor i ronię! Super, że w tej pozycji dostaniemy coś więcej oprócz akcji i scen grozy. Widzę, że kilka potknięć autor zaliczył, ale chyba mimo to dałabym mu szansę. A jeśli ktoś szuka fajnego thrillera science fiction z ciekawym i bardzo złożonym głównym bohaterem i masą dobrego, czarnego humoru, polecam książkę; "Windykatorzy" Eric Garcia! :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Przeważnie filmy lub seriale oglądam związane z UFO czy inwazją obcych chociaż mam na swoim koncie jedną książkę dotyczącej inwazji obcych na Ziemię jest to "Władcy marionetek" chciałam ją porównać jak wypada na tle filmu jest pierwszorzędną książką. "Cena szczęścia" porusza wiele ważnych i współczesnych problemów daje nam możliwość spojrzenia na aktualne problemy, które dręczą naszą cywilizacje (winni jesteśmy my), do tego jest okraszoną dawką humoru książka wydaje się fajną historią może nie dającą odpocząć naszej głowie. Steven Erikson może idzie na łatwiznę i nie rozwija bardziej tematu to może denerwować czytelnika. Jeśli będę miała sposobność przeczytania tej książki mimo to skorzystam.

    OdpowiedzUsuń
  6. Bardzo, ale to naprawdę bardzo rzadko sięgam po science fiction. Lubię natomiast czarny humor i sarkazm. Możliwe, że w czasie wolnym sięgnę po książkę.

    OdpowiedzUsuń