poniedziałek, 28 stycznia 2019

Virginia C. Andrews - "Mroczne cienie"

Autor: Virginia V. Andrews
Tytuł: Mroczne cienie
Wydawnictwo: Prószyński i S-ka
Data wydania: 17 stycznia 2019
Liczba stron: 368

Opis:

Audrina Lowe pamięta lepsze czasy, kiedy jej mąż Arden był jeszcze młody, czuły i kochający. Nie uwierzyłaby wówczas, że potrafi być też chorobliwie ambitny, bezwzględny i okrutny. Przełomem staje się śmierć jej taty. Kiedy się okazuje, że ojciec w testamencie przekazał córce pięćdziesiąt procent akcji rodzinnej firmy brokerskiej, którą odtąd Audrina miałaby zarządzać razem z Ardenem, w czterech ścianach Whitefern budzi się zło. Arden coraz gwałtowniej zaczyna się domagać, żeby żona scedowała na niego swoją część akcji. Choć nie zamierzała prowadzić firmy, teraz zaczyna o tym myśleć. 
Zastanawia się też, co sprawiło, że ojciec w ostatniej chwili zmienił zapis. Czyżby wiedział o Ardenie coś, czego ona nie wie? Jest jeszcze Sylvia - jej śliczna, ufna, upośledzona umysłowo siostra. Audrina obiecała tacie, że zawsze będzie nad nią czuwać. Jednak po latach względnego spokoju mroczne cienie znów wypełzają z zakamarków domu, a szepty mącą umysły.

Recenzja:

Zaledwie trzy miesiące temu miałam przyjemność zapoznać się z Moją słodką Audriną, pierwszym tomem dylogii Virginii Cleo Andrews. Nie wspominam tej książki jako rewelacji, ale zdecydowanie kilka fragmentów z niej zapadło mi w pamięć i ogromnie spodobał mi się gotycki klimat całości. Z tego też powodu postanowiłam zapoznać się z drugim i ostatnim tomem tej serii, zatytułowanym Mroczne Cienie. I – szczerze mówiąc – trochę tego żałuję… 

Przede wszystkim fabuła się tutaj ciągnie, a specyficzny język autorki wcale nie ułatwia zapoznawania się z treścią. Wiele jest tutaj niuansów zbędnych, nic nie wnoszących myśli i – jak w poprzednim tomie – sporo chorych akcji. Tym razem toczą się one wokół choroby jednej z bohaterek i ogromnie zniesmaczają czytelnika, a przynajmniej zniesmaczyły mnie. Już z wcześniejszej książki wiedziałam, że Pani Andrews uwielbia zaskakiwać brutalnymi i wręcz patologicznymi zagrywkami, niemniej nie sądziłam, że jest w stanie wykazać się takim brakiem szacunku dla osób chorych umysłowo. Nie chcę tutaj rozdrabniać się, o co mi konkretnie chodzi (nie lubię spoilerować), niemniej każdy, kto sięgnie po tę powieść, z pewnością wyłapie to w odpowiednim momencie i mam nadzieję, że również uzna, że autorka zdecydowanie przesadziła. Przesadziła też z nadmiarem seksualności i okrucieństwa...

Co więcej, 368 stron, Mroczne Cienie niewiele wnoszą nowego. Pojawiają się bohaterowie, których znamy i o ile we wcześniejszym tomie można było żywić do nich jakieś ciepłe uczucia, tak teraz… nic. Może miejscami jeszcze rodzi się w czytającym współczucie, ale mi towarzyszył głównie gniew i znużenie, bowiem większość postaci jest bladych, nijakich, opisanych w zasadzie jedynie przez brutalne czyny – lub ich brak. Sama Audruina, której lubiłam towarzyszyć wcześniej, teraz mnie wkurzyła udawaniem bezradnej, biernością i głupotą. I choć nieliczne jej rozważania czytało się nawet przyjemnie, choć w niektórych fragmentach widziałam błysk nadziei dla całości, tak bezsensowne i przewidywalne do bólu zakończenie całkowicie ugasiło jakikolwiek – nawet maleńki – zachwyt. To po prostu… koszmarek. Nawet klimatu zabrakło... 

Mroczne Cienie to naprawdę kiepska kontynuacja. O ile Moja słodka Audrina była lekturą dobrą, a historia w niej była tragiczna (w dobrym tego słowa znaczenia), tak drugi tom to po prostu koszmarek pełen okrucieństwa, którego nie mam sumienia polecać. Być może fanom autorki lub osobom lubiącym być zaskakiwanym w niesmaczny sposób przypadnie ta lektura do gustu, nie wiem. Ja wolę o tej książce zapomnieć i myśleć, że była serią jednotomową.

6 komentarzy:

  1. Pamiętam jak moja mama kilka lat temu zaczytywała się serią Rodzina Dollangangerów i myślałam, że będę mogła polecić jej kolejne książki autorki, ale po przeczytaniu recenzji, może nie będę jej o niej wspominała. Bo i po co ma tracić czas na jakieś koszmarki. :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Czytając opis, pomyślałam, że fajna, że warto sięgnąć. A tutaj taki... ZONK ;-)
    Nawet nie wiecie, jak wielki zrobiliście mi prezent. Oszczędziliście mi czasu i nerwów. Nie rozumiem braku zrozumienia dla ludzi chorych, nawet dla chorych umysłowo. Nikt z nas choroby nie wybiera, a dokładając im niszczy się to nad czym niejednokrotnie wiele organizacji i ludzi pracuje, nad zrozumieniem, tolerancją i szacunkiem.
    Nie będę się rozpisywać, wszak nie ma nad czym. Nie warto tracić czasu na coś małego i płytkiego ( wystarczy mam nasza polska scena polityczna ;-) ).

    OdpowiedzUsuń
  3. Myślałam, że to może książka, na której podstawie powstał film z Deppem... Nie byłoby lepiej, bo on i tak mi się nie podobał.
    Cóż, klątwa drugiej części, bo co innego? Wygląda na to, że historia była na siłę kontynuowana, może nawet autorka nie wiedzyła, że dostanie na to szansę. Albo chciała zdobyć sławę za pomocą kontrowersji. Dobrze wiedzieć odpowiednio wcześnie, że coś nie jest warte zachodu. Choć muszę powiedzieć, że trochę zaskoczył mnie ten patologiczny wątek - pewne książki powinny być niedopuszczone do druku, ktoś to w ogóle sprawdza? No tak, mamy wolność słowa. Chorzy nie powinni być podstawą do tworzenia patologicznego obrazu. Z drugiej strony każdy powienien ocenić to sam, czytając tę książkę, co może być dość przerażające... Nie wiem, czy sama być się tego podjęła. Mówię tak, ponieważ nie wydaję mi się, by w świecie tak okrutnym dotychczas jeszcze nie spotkaliśmy nic tak strasznego, co pojawiło się w tej publikacji. Kto to wie, mogę się mylić. Życie zaskakuje.
    Błąd się wkradł - jak może być historia tragiczna w dobrym tego słowa znaczeniu?

    OdpowiedzUsuń
  4. Od zawsze miałam ogromną ochotę na poznanie twórczości Andrews. "Kwiaty na poddaszu" były dobre, kolejna część już mnie zawiodła, przez co boję się sięgnąć po kolejne tomy oraz inne powieści tej autorki. Jej styl jest bardzo specyficzny i nie wiem, czy zniosłabym więcej...

    OdpowiedzUsuń
  5. Virginia C. Andrews wybrała nie tą drogę co powinna, po pierwszej części która była OK jej kontynuacja okazała się klapą. "Mroczne cienie" wydają się jakby za bardzo chciała pisarka, zaszokować tylko zagalopowała się i to na maksa, niektóre tematy są nietykalne. Tytuł który jednym uchem wlatuje a drugim wylatuje i więcej się do niego nie wraca.

    OdpowiedzUsuń
  6. O kurcze ... a sama okładka i tytuł już mnie zaciekawiły, ale niestety zrezygnuje z niej ja też nie lubię w książkach ogromu okrucieństwa i jak to się mówi "za dużo seksów" . Dodatkowo jeśli faktycznie autorka chciała zaszokować i wyszło za mocno, to ja podziękuje niestety w tym przypadku bardzo trudno o zwykłe przeholowanie.... i jeszcze jak bohaterka jest płytka a jej działania mało logiczne hmmm....zresztą fakt że książka nie dostała oceny też nie bardzo świadczy na jej korzyść.

    OdpowiedzUsuń