piątek, 23 listopada 2018

Tessa Dare - "Ich gwiazdy"

Autor: Tessa Dare
Tytuł: Ich gwiazdy
Wydawnictwo: Amber
Data wydania: 2018
Ilość stron: 304
Ocena: 8/10
PATRONAT KSIĄŻKOWIRU

Opis:

Kiedy Alexandra Mountbatten traci pracę, podejmuje się iście niewykonalnego zadania: wychowania dwóch osieroconych rozpuszczonych dziewczynek na damy. Lecz dzieci wcale nie potrzebują dyscypliny.
Potrzebują miłości. Ale ta prosta prawda nie dociera do ich opiekuna, Chase’a Reynauda – dziedzica książęcego tytułu i wcielonego diabła w łóżku. Alexandra musi przemówić mu do serca… i nie stracić swego.
Jak każdy szanujący się libertyn Chase ma tylko jedną zasadę: żadnych związków. Kiedy uparta guwernantka zaczyna reformować jego życie, on też postanawia ją czegoś nauczyć – to, co sam umie najlepiej: rozkoszy. Żadne z nich nie zamierza się poddać.
Ale jak to zwykle bywa, wszystko idzie nie tak!

Recenzja:

Od jakiegoś miesiąca nie czytałam romansu historycznego - a czytam sporo, więc to serio coś dziwnego, że żadna powieść z tego gatunku nie trafiła w moje ręce w tym czasie. W momencie, w którym "Ich gwiazdy" trafiły do mnie, poczułam, że bardzo mi brakowało tego typu historii i od razu zabrałam się za czytanie. Tak bardzo wciągnęła mnie ta lektura, że oderwałam się od niej dopiero w chwili, w której dotarłam do ostatniej kropki. Przez pewien czas byłam wyrwana z życia: bo żyłam dosłownie tym, co robili bohaterowie. Na szczęście mam szybkie tempo czytania, więc nie musiałam rano chodzić jak zombie, bo jeszcze zdążyłam złapać kilka godzin snu po zakończeniu tej powieści. Przejdźmy do jej plusów i minusów - chociaż już po ocenie możecie wnioskować, że więcej będzie pozytywnych stron. Wnioskować możecie też po patronacie, który zdecydowałam się objąć nad tą powieścią.

Główną bohaterką jest Alexandra - dosyć biedna dziewczyna, która zajmuje się nastawianiem zegarów. Jej prawdziwym zamiłowaniem jest jednak astronomia i chciałaby ona w przyszłości osiedlić się w niewielkim domku i obserwować przez teleskop komety. Brzmi jak marzenie, co? Niestety, to marzenie trudno jej spełnić, bo nie ma ona wystarczającej liczby pieniędzy - mimo tego iż pracuje bardzo ciężko. 

Pewnego dnia, kiedy Alexandra idzie do posesji Reynauda, spotyka tam mężczyznę, który skradł jej serce pewnego dnia w bibliotece - Chase'a. Co więcej, widzi go ona w pokoju, który mógłby uchodzić za jakiś pokój rozpusty (niczym w Greyu, tylko bez tych wszystkich zabawek erotycznych). Właściciel domu, pomylił ją jednak - nie miał zielonego pojęcia, że nie przyszła ona starać się o rolę guwernantki dla jego podopiecznych, a do zegarów. Takim sposobem zaproponował Alexandrze pracę - a ona, po wypadku, jaki wydarzył się chwilę później, postanowiła przyjąć ofertę i zająć się dwoma krnąbrnymi dziewczynkami, które nie chciały się uczyć, tylko łobuzowały. 

Chase miał wrażenie, że Alexandra jest idealna - chociaż nie miała ona żadnego bogactwa i tytułu. Niemniej jednak nie była w stanie opuścić jego głowy. Pomimo tego że był uważany za jednego z największych podrywaczy w okolicy, teraz postanowił skupić się tylko na niej. Co śmieszne, Alexandra także była zainteresowana, ale większość czasu zamiast flirtować ze swoim szefem, to go pouczała: a to o tym, jak powinien zachowywać się w stosunku do dziewczynek, a to o tym, że powinien się inaczej prowadzić, a to o kometach. Ogólnie rzecz biorąc - Alexandra była jak prawdziwa twardzielka, jak taka kobieta-petarda, która szturmem wdarła się do serca biednego Chase'a. Problem był jednak w tym, że on nie bardzo chciał się wiązać, bo nie chciał płodzić dziedzica - uważał, że tytuł należy się komuś innemu, a mógłby on dopiero przejść na inną gałąź rodu w chwili, w której Chase umarłby bezpotomnie. Czy nasza główna bohaterka zmieni jego zdanie na ten temat? Musicie przekonać się sami!

Miłym elementem było to, że pojawiła się w tej pozycji postać - a raczej postacie - które znałam już z innej powieści. Nie trzeba jej znać, żeby odnaleźć się w tekście, niemniej jednak to bardzo miłe, kiedy autorka tworzy jedno spójne uniwersum, gdzie mniej więcej wiemy, czego spodziewać się po innych bohaterach. 

Ogólnie rzecz biorąc podoba mi się styl tej autorki. Uwielbiam czytać jej romansy historyczne. Myślę, że Tessa Dare idealnie się w nich odnalazła. Szczególnie, że tworzy ona często ciekawe, nieszablonowe historie z wyróżniającymi się bohaterami. Ta pisarka potrafi cudowanie stworzyć klimat powieści i oddać atmosferę, jaka mogła panować kilkaset lat wstecz. Jestem pewna, że w ciągu swojego życia zapoznam się z wieloma jej powieściami - bo kilka mam już za sobą i jestem nią ciągle oczarowana. Autentyczne dialogi, zachowania, opisy... No dosłownie czytelnik czuje się tak, jakby był tam razem z postaciami! Dodatkowo - ta gra na emocjach jest fenomenalna!

Okładka średnio mi się podoba - głównie ze względu na te napisy. Wiele wydawnictw tworzy je już inaczej, jakoś bardziej subtelnie, bardziej kunsztownie. Chyba po prostu w innych programach. Tutaj mamy jednak zwykłe napisy i czcionkę, która występuje na bardzo wielu romansach historycznych - ona po prostu nie rzuca się w oczy i wygląda trochę tak, jakby grafik nie miał umiejętności, żeby stworzyć coś lepszego. Wielka szkoda.

Podsumowując, książka jest bardzo fajna, czyta się ją świetnie, a na dodatek napisana jest po mistrzowsku. Jeśli nie wiecie co robić w chłodne wieczory i chcecie się trochę rozgrzać od środka - to ta pozycja jest idealna, bo niejednokrotnie wywoła rumieńce na twarzy. Uważam, że spodoba się każdemu fanowi tego gatunku i każdemu, kto lubi dobrze przeprowadzone wątki miłosne. 


7 komentarzy:

  1. Jeszcze nie miałam okazji poznać stylu autorki, ale chętnie to zmienię! Pozdrawiam i zapraszam do siebie na nową recenzję
    www.zakladkimadebya.pl

    OdpowiedzUsuń
  2. Okładka książki jako żywo przypomina mi Rywalki Kiery Cass. ;)
    A co do treści... zapowiada się interesująco i aż mnie łapki swędzą, by dorwać ją w łapki i przekonać się jak jedna "baba" potrafi znaleźć za skórę facetowi. :)

    OdpowiedzUsuń
  3. O proszę, to chyba przykład, aby nie oceniać książki po okładce, bo widząc taką książkę, raczej przeszłabym obok niej obojętnie. A tu jednak może być ciekawa zawartość!

    OdpowiedzUsuń
  4. Tessa Dare to już znak towarowy i gwarancja romansu historycznego najwyższej kategorii. A jak to tego dołożymy Wasz patronat (, którego gratuluję ), to ciężko przejść obojętnie obok tej pozycji.
    Uwielbiam romanse, a których w akcję książki włączone są dzieci. Dodaje to smaczku, a niejednokrotnie ociepla klimat powieści. Wiem, że Trasa nie potrzebuje takich zabiegów, by uniknąć pompatycznej wymowy utworu, ale dzieci to dzieci, a jak łobuziary, to już mam uśmiech na twarzy.
    Historia trochę brzmi jak Kopciuszek. Biedna dziewczyna trafia na księcia i się zaczyna...
    A ja zawsze będę fanką Kopciuszka. Pozycja warta uwagi.

    OdpowiedzUsuń
  5. Ostatnio zaniedbuje romanse historyczne dlatego przy ostatnich odwiedzinach w bibliotece wypożyczyłam dwie takie książki i tylko czekają na swoją kolej.
    "Ich gwiazdy" zapowiadają na mieszankę wybuchową, główna bohaterka nie daje się 'w kaszę dmuchać' brawo Ona. Chętnie się dowiem kiedy Chase’a usidli pannę Alexandre a może na odwód. Dzieci na pewno będą też swatać i mogą wyjść z tego śmieszne sytuacje. Książka Tessy Dare będzie przeczytana.
    Gratulacje patronatu.

    OdpowiedzUsuń
  6. Tak się zastanawiam czy wydawnictwo Amber zainwestuje kiedyś w porządnego grafika. Ich okładki są jednymi z najmniej ciekawych na polskim rynku. Chyba że właśnie o to im chodzi, żeby być z tego znanym. Odchodząc od okładki. Samą książkę chętnie przeczytam. Dawno już nie czytałam, żadnego romansu historycznego.

    OdpowiedzUsuń
  7. Mam już w swoim dorobku wcześniejszą książkę Tessy Dare "Powiedz" tak" Markizowi". PIĘKNA!!! 😍 I to nie tylko sama okładka. To cykl pięknych romansów z historią w tle. Dla wszystkich, którzy lubią powieści z kobietami w przepięknych, bogatych i długich pałacowych sukniach oraz dżentelmenami u ich boku. Ja lubię, więc również polecam! 😊

    OdpowiedzUsuń