poniedziałek, 19 marca 2018

Whitney Barbetti - "Dziesięć poniżej zera"

Autor: Whitney Barbetti 
Tytuł: Dziesięć poniżej zera
Wydawnictwo: NieZwykłe
Data wydania: 2018
Ilość stron: 360
Ocena: 7/10
PATRONAT KSIĄŻKOWIRU

Opis:

"– Tutaj – powiedział, naciskając nieco powyżej mojego serca – tutaj masz dziesięć poniżej zera. I jesteś bliższa śmierci niż ja".
Nazywam się Parker. Moje ciało jest oszpecone bliznami, pamiątkami ataku, którego nie pamiętam. I nie chcę pamiętać. Wolę obserwować życie, niż go doświadczać. Ludzie dookoła śmieją się, całują, rozmawiają – a ja jestem sama, w kącie, obserwując, jak żyją. Nie zależy mi na nikim i niczym. Czuję tylko jedną emocję. To irytacja. I czuję ją bardzo często.
Jeden SMS wysłany pod niewłaściwy numer okazał się moją zgubą. Ma na imię Everett i jest wrednym, natrętnym, aroganckim facetem, który narusza moją osobistą przestrzeń. A co najgorsze: sprawia, że znów coś czuję. Zawsze jest ubrany na czarno, jak gdyby wybierał się na pogrzeb. Pewnie dlatego, że tak jest. Everett umiera. Z tego powodu chce spędzić ostatnie chwile swojego życia żyjąc, naprawdę żyjąc. I zmusza mnie do tego samego. Abym zmierzyła się z demonami, które zdusiłam głęboko w sobie. Rani mnie, pomaga mi, uzupełnia mnie. Umiera.


Recenzja:


Dawno nie czytałam czegoś takiego - co potrafi poruszyć człowieka od środka, co dotyka jakiejś niewidzialnej struny i wywołuję masę emocji. Chociaż od początku domyślałam się, jak zakończy się książka, bo jednak schemat znajomości Parker i Everetta był dosyć typowy dla modelu hate-love, to jednak czytałam tę książkę, jakbym była w jakimś amoku, jakbym musiała ją skończyć "na już, na teraz". I tak było - dosłownie pochłonęłam treść swoim wzrokiem i zajęło mi jedno popołudnie, żeby zapoznać się z losami głównych bohaterów - a trzeba przyznać, że ich życiowa historia jest ciekawa, przemyślana i całkiem logiczna. Co więcej - wartości, jakie się tu pojawiają i przemyślenia, jakie są tu wplecione, zdecydowanie wielokrotnie powinny zasłużyć na miano "złotych myśli". Zapraszam więc do recenzji, która tyczyć się będzie intrygującej powieści, przy której nie można przejść obojętnie!

Parker - która jest główną bohaterką tej książki - to młoda dziewczyna, która nienawidzi własnego życia. Jest cieniem samej siebie i woli zajmować się obserwacją własnego otoczenia, niż życiem na prawdę, z całych sił. Ta dziewczyna po prostu nie jest szczęśliwa - i nawet nie chce być szczęśliwa. Dalej chce trwać w pustce i odrętwieniu, czyli w uczuciach, które zrodziły się w niej po ataku seryjnego mordercy, który przeżyła. Przetrwała, ale rany, które zadał jej mężczyzna, zostały, a na dowód tego miała blizny, które oszpecały jej twarz i jej ciało. Co więcej - Parker nawet nie pamiętała ataku i nawet po kilku latach od ataku, jej mózg wszystko to wypierał. Dziewczyna od czasu do czasu czuła tylko irytację i znudzenie. Nic ją nie ciekawiło, na niczym specjalnie jej nie zależało. Po prostu się przystosowała, ale czy taką egzystencję i życie z dania na dzień można w ogóle nazwać życiem? Czy uciekanie w pustkę i monotonię, można nazwać w jakiś pozytywny sposób? Nie wydaje mi się. Parker była więc po prostu duchem - niby oddycha, niby jej serce pompuje krew do jej żył, ale tak naprawdę, to pod względem emocjonalnym była ona wyprana ze wszystkiego, a pod względem psychicznym - poraniona głębiej niż jakimkolwiek nożem. Udawała więc, że wszystko jest okej, że tak powinno być. Jednak nie powinno i to właśnie pokazał jej Everett.

Parker poznała Everetta, gdyż przypadkowo dostała od niego esemesa. Chłopak zwyczajnie pomylił numer, ale Parker, która dłużej nie mogła wysiedzieć w domu i w czterech ścianach, postanowiła przyjść do wskazanego przez mężczyzna miejsca o odpowiedniej porze. I szybko okazało się, że Everett nie jest zwykłym kolesiem - nie patrzył na nią przez pryzmat blizn. Po prostu bez problemu był w stanie przejrzeć ją na wylot. A najgorsze w tym wszystkim było to, że był w stanie dosięgnąć jej wnętrza i poruszyć jakieś uśpione dawno temu uczucia, o których Parker myślała, że dawno umarły. Okazało się, że pozostały uśpione i przy mężczyźnie chciały wydostać się na powierzchnie. Parker jednocześnie tego nienawidziła i to kochała. Przede wszystkim bała się tego jednak tak bardzo, jak ognia, bo myślała, że po ataku jest skazana na inne życie. Kilkanaście stron później dowiadujemy się, że Everett choruje na bardzo poważną chorobę i w każdej chwili może umrzeć. Proponuje więc naszej głównej bohaterce wycieczkę, a ona - nie wiedząc czemu - zgadza się, bo mężczyzna przyciąga ją jak ćmę przyciąga światło. Celem Everetta jest jednak to, żeby nauczyć Parker żyć i pokazać, że w jej sercu nie musi być dziesięć stopni poniżej zera. To zadanie nie należy jednak do najłatwiejszych, szczególnie, że czas chłopaka na ziemi maleje z każdym dniem.

"Dziesięć poniżej zera" to piękna historia, przy której niejeden czytelnik będzie potrzebował paczki chusteczek, żeby otrzeć łzy. Ja jednak nie płakałam - może dlatego, że całkiem niedawno czytałam "Present Perfect" - inną książkę tego samego wydawnictwa, przy której płakałam tyle razy, że zabrakło mi łez na kolejne powieści, które będę czytać w najbliższym czasie. Muszę jednak przyznać, że kilka razy byłam bardzo blisko - większego komplementu dla tej powieści dać nie mogę. Chyba żadnej pozycji nie można dać lepszego komplementu.

Pod względem fabuły nie dzieje się aż tak wiele - opowiada ona głównie o podróży: tej samochodowej i tej wewnętrznej. W pozycji tej jest także kilka bardziej pikantnych scen - opisy seksu - więc powiedziałabym, że młodsi czytelnicy nie powinni sięgnąć po tę powieść. Jednak pod względem przedstawionych mądrości, wartości i przemyśleń życiowych, ta książka to istne złoto. Czytałam i zastanawiałam się, co ja zrobiłam na miejscu Parker, albo na miejscu Everetta. Zastanawiałam się nad swoim życiem i nad tym, jak kruche ono jest. Po tej historii na pewno zaczęłam bardziej doceniać to, że moja egzystencja jest taka, a nie inna.

Whitney Barbetti  to pisarka, po której twórczość na pewno jeszcze sięgnę - wcale się nie dziwię, że ma tyle pozytywnych ocen i recenzji. Mam nadzieję, że wydawnictwo NieZwykłe pokusi się jeszcze o to, żeby wydać inne jej książki, bo jestem pewna, że w Polsce będzie ona miała masę fanów. Może nawet kiedyś - na jakichś targach książki - udałoby się zrobić spotkanie autorskie? Byłabym wniebowzięta, gdybym mogła dostać autograf do tej pozycji! Jestem pewna, że kiedyś jeszcze wrócę do tej treści - bo chociaż nie jest ona jakaś super oryginalna, to jednak przekazuje wiele życiowych prawd. Do tego wszystkiego jeszcze są doskonale stworzone dialogi i opisy, czyli coś, przez co czytelnik czuje się książką jeszcze bardziej oczarowany. Nic, tylko czytać, prawda? No mam nadzieję, bo naprawdę tę powieść polecam. Nie przez przypadek jest ona objęta patronatem naszego bloga. 

Sama okładka jest prze-cu-do-wna! To spolszczona wersja oryginału, ale jest ona taka śliczna, że nie mogę od niej oderwać wzroku. Na półce wyglądać to będzie równie spektakularnie! Oprawa graficzna to zdecydowanie duży plus tej pozycji - grafik odwalił kawał dobrej roboty pod tym względem. Jestem pewna, że wzrokowcy będą zadowoleni: nie tylko pod względem grafiki, ale także pod względem treści, jaką ta okładka w sobie kryje. Chociaż tak naprawdę ta oprawa graficzna nie jest jakoś bardzo bogata w elementy, to jednak jest ona po prostu idealna!

Podsumowując, musicie koniecznie sięgnąć po tę powieść! Naprawdę będziecie żałować, jeśli tego nie zrobicie. Przypomnę tylko raz jeszcze, że pojawiają się tu sceny erotyczne - więc jeśli jeszcze Wasz wiek nie jest odpowiedni, to zapiszcie sobie ten tytuł na "kiedyś". W przyszłości będziecie zadowoleni, że to zrobiliście. Jeśli jednak jesteście już dorośli, to musicie koniecznie udać się do pobliskiej księgarni, albo biblioteki. Jestem pewna, że "Dziesięć poniżej zera" Was mocno oczaruje.

Pozycję tę dostałam od Wydawnictwa NieZwykłego


8 komentarzy:

  1. Mnie na pewno oczaruje. Zapisuję 😊

    OdpowiedzUsuń
  2. Dodaję,,do przeczytania",tak zdecydowanie to książka dla mnie.Ciekawa historia,trochę mroczna ,zapowiada się interesująca lektura.

    OdpowiedzUsuń
  3. Będę ryczeć, a wcześniej będzie stała i będę koło niej chodzić na paluszkach. Już teraz mam ciary na plecach, jest mi przeraźliwie smutno i już to powinno mnie od tej książki odepchnąć. A jednak przyciąga.

    OdpowiedzUsuń
  4. Widząc już jakiś czas temu ten tytuł, w ogóle nie spodziewałam się, że zawiera taką historię! Na pewno przeczytam i na pewno popłaczę, ale myślę, że warto :) Są historie, które pomimo, że ukazują cierpienie to dają nadzieję.

    OdpowiedzUsuń
  5. Z chęcią bym wybrała się z podróż z Everettem i Parker, poznać ich początek i koniec. Na pewno nie obejdzie się bez chusteczek ale takie książki wyzwalają w nas emocje, głód poznania ich historii. P.S. okładka jest piękna.

    OdpowiedzUsuń
  6. Zgadzam się - najpiękniejszy komplement książki, to łzy (te wzruszające). Ja od at czekałam na tę książkę, wypisywałam na forach i do wydawnictw, ale bez skutku. Dlatego możecie sobie wyobrazić moją radość, jak dowiedziałam się o wydaniu jej. Okładka jest tak piękna, że w mojej biblioteczce czeka już na nią miejsce. Nie mogę się doczekać, aż będę miała ją u siebie. Po za tym, po takiej pięknej recenzji chyba nawet ktoś kto nie miał w planach tej książki, zmieni zdanie :)

    OdpowiedzUsuń
  7. I to jest właśnie ta książka , po którą z przyjemnością sięgnę. Historie, w których ktoś po tragedii, czy po tragicznym wydarzeniu podnosi się, by żyć,; budzi się, jakby ze snu zimowego, by wiosna mogła wreszcie zapanować w jego życiu- to są moje ulubione historie. Historie takie mogę czytać tomami, nawet jeśli ich zakończenie jest oczywiste. "Jednak pod względem przedstawionych mądrości, wartości i przemyśleń życiowych, ta książka to istne złoto."- a to jest zdanie, które utwierdziło mnie w moim zamiarze przeczytania książki. A ponadto strasznie jestem ciekawa tych pikantnych scen... :-)

    OdpowiedzUsuń
  8. Kocham tą książkę całym serduchem ... i ten cytat z początku recenzji jest jednym z moich ulubionych, u mnie to była pierwsza książka z wydawnictwa niezwykłego która przeczytałam i tak uroniłam parę łez... ale ja jestem płaczka ;) płakałam nawet na niesamowitym spidermanie jak zabili wujka Bena i Peter tak strasznie rozpaczał ...

    OdpowiedzUsuń