czwartek, 15 marca 2018

Aleksandra Janusz - "Dom Wschodzącego Słońca"

Autor: Aleksandra Janusz
Tytuł: Dom Wschodzącego Słońca
Wydawnictwo: Uroboros
PREMIERA: 4.04.2018
Liczba stron: 416
Ocena: 8/10
PATRONAT KSIĄŻKOWIRU

Opis:

Mag-szermierz Lloyd zmierzy się ze swoją mroczną przeszłością. Błyskotliwy informatyk Timothy wyjdzie poza wirtualny świat. Narcystyczny rockman Gabriel wreszcie zacznie podejmować własne decyzje. Razem z zakonnicą Weroniką, wiekowym Krzysztofem oraz niespodziewanym przybyszem z odległych stron stawią czoło mitycznym bestiom oraz dawnym - i nowym - wrogom. Czy znajdą odpowiedzi na zagadki, jakie zostawiła po sobie legendarna Kaja Modrooka? I czy Eunice wyjdzie zwycięsko z próby, jaką postawi przed nią los?

Recenzja: 

Mag-szermierz, informatyk, rockman – to właśnie te trzy słowa (a w zasadzie trzy postacie) wymienione w opisie zachęciły mnie do sięgnięcia po Dom Wschodzącego Słońca Aleksandry Janusz. Jest to wznowienie powieści wydanej w 2006 roku pod tym samym tytułem. W komentarzu od autorki dowiadujemy się, że zastosowała tutaj drobne poprawki kosmetyczne i poprawiła kilka elementów, m.in. dialogi. Niestety, jest to moje pierwsze spotkanie z tą książką, więc nie jestem w stanie porównać jej pod tym względem. 

Świat był skomplikowanym miejscem, niejednoznacznym i niejednorodnym. O tym wiedziała zawsze. Nie dało się ująć go w schematy, w ramy, proste prawa. Żadna z filozofii, żadna z teologii nie objaśniała go wystarczająco dobrze.

Dom Wschodzącego Słońca niewątpliwie wyróżnia się na tle powieści fantastycznych, które dotychczas czytałam. Przede wszystkim większość książki bardziej przypomina anegdoty o życiu magów w Farewell niźli faktyczną historię, ale dla mnie nie było to wadą. Z przyjemnością poznawałam bohaterów – wiecznie zbuntowaną Eunice; Timothy’ego, który nadrabiał swoją niepełnosprawność inteligencją i niezwykłym talentem, zjawiskowo pięknego Gabriela; Lloyda wyciągniętego prosto z filmu akcji i… wielu, wielu innych, jak choćby uporządkowaną zakonnicę Weronikę oraz nieco ekscentrycznego podróżnika – Krzysztofa. Mieszkańcy tytułowego azylu są osobami o zupełnie różnym spojrzeniu na bycie, odmiennych charakterach i zdolnościach, a dogadują się znakomicie – nie zawsze jest doskonale, ale tak to już jest w życiu… 

– Twój kolega zachowuje się, jakby wyszedł z filmu, a de­mony robią wrażenie wyjętych z gry wideo. Może to głupia myśl, ale... nie ma w tym nic przypadkowego, prawda? 
– Bystre spostrzeżenie. – Timothy skinął głową. – Magia działa najlepiej, jeżeli znajduje oparcie w zbiorowej podświa­domości. Nie zawsze można to osiągnąć... ale korzystamy z te­go, co mamy. Z demonami jest trochę inaczej. Ich forma bez­pośrednio zależy od tego, w co wierzą ludzie. 

Sam system (przepraszam za to słowo, Eunice!) magiczny w Domu Wschodzącego Słońca jest bardzo tajemniczy i fascynujący, polegający w dużej mierze na zacieraniu granic i… nauce. Cała ta informatyczna sieć i geometria, zagadki tworzone przez jednego z bohaterów, symbole, wyjaśnienia autorki – dla mnie to po prostu wielkie WOW! Fragmenty o działaniu magii nie tylko intrygują, ale i budzą w czytelniku refleksje. Bo czy nie poszukujemy ciągle… czegoś? 

„Wszyscy magowie są ludźmi” – głosiła pierwsza strona kodeksu – „I wszyscy ludzie mogą zostać magami”. Tyle że, dodawała w myślach Eunice, na ogół nie chcą. A ci, którzy chcieliby, nie wiedzą, jak się do tego zabrać. Nie wystarczy, że uwierzą. Nie pomoże im medytacja pod wodospadem, na­uka gotowych formułek, żadna internetowa moda, żadne diety, newage’owe obsesje i teorie spisku. Są pytania, które należy sobie zadać, góry i doliny, które trzeba przejść. I każda odpowiedź przyniesie ze sobą kolejne zagadki. 

Język autorki jest lekki, powabny – bardzo łatwo zatracić się w treści, w sieci magicznych rozwiązań i wyobraźni. Dom Wschodzącego Słońca czyta się niezwykle szybko – bawi, miejscami wywołuje dreszczyk emocji, niepokój, ale i radość. Aleksandra Janusz przekradła do swojej powieści dużą dozę kultury, legend i mitologii (duszki, wampiry, elfy, demony...), a nawet nawiązań do współczesnego świata i – naturalnie – rocka (bo czegóż innego spodziewać się po powieści o takim tytule?). Jedyne zażalenie mam do akcji powieści, która czasami pędzi na złamanie karku, przez co niektóre wątki wydają mi się przedstawione odrobinę po macoszemu, prawie całkiem pominięte. A szkoda, bo styl pisania autorki przypadł mi do gustu jak żaden inny, zdumiewająco mnie oczarował – o Gabrielu i Timothy’m mogłabym czytać i czytać, i czytać! 

W Domu Wschodzącego Słońca nie doszukacie się schematów. To powieść pełna specyficznego humoru, muzyki i wyśmienitej śmietanki towarzyskiej, która zaskakuje na każdym kroku, uczy i wzrusza. Książka Aleksandry Janusz to fantastyczna przygoda, rozrywka, a jednocześnie odkrywanie siebie w jednym. Polecam każdemu, kto szuka mocniejszych wrażeń, szczególnie takich podanych w iście magiczny sposób.

Tę książkę zrecenzowałam dla Was dzięki Wydawnictwu Uroboros. :) 

6 komentarzy:

  1. Przekonałaś mnie 😊 Nigdy nie mogłam oprzeć się książce w której są duchy, demony i inne nieziemskie stworzenia.

    OdpowiedzUsuń
  2. Dom wschodzącego słońca- myślę sobie "pewnie coś o Japonii"... He,he I całe szczęście, że nie o Japonii. Magia, legendy, mitologia, duszki, ,wampiry, elfy, demony, ludzie - magowie... to jest to, co mnie osobiście najbardziej przyciąga. "Język autorki jest lekki, powabny – bardzo łatwo zatracić się w treści, w sieci magicznych rozwiązań i wyobraźni" - a to zdanie stawia kropkę nad "i". 4 kwietnia 2018r szukajcie mnie w księgarni.

    OdpowiedzUsuń
  3. Sam opis już mnie zaintrygował, a recenzja tylko utwierdziła, że raczej nie będzie to czas zmarnowany. Taką mam nadzieję. Przydałaby mi się dobra, nieco szalona lektura wyróżniająca się na tle tego, co ostatnio czytam. Nic, trzeba poczekać na własny egzemplarz.
    Pozdrawiam
    #LaurieJanuary

    OdpowiedzUsuń
  4. Książka mnie zaciekawiła, chętnie zapoznam się z bohaterami oraz magią przestawioną w lekturze w inny sposób niż innych książkach. Okładka przypadła mi do gustu, trochę taka abstrakcyjna.

    OdpowiedzUsuń
  5. Raczej nie dla mnie ,choć połączenie rockmana z zakonnicą i staruszkiem może być ciekawe.Okładka jakby obraz,malowany farbami ,bardzo mi się podoba.

    OdpowiedzUsuń
  6. A mnie to połączenie słów raczej odstraszyło, do tego ta okładka... Nie, nie i nie

    OdpowiedzUsuń