środa, 26 lipca 2017

Richard Flanagan - "Śmierć przewodnika rzecznego"

Autor: Richard Flanagan
Tytuł: Śmierć przewodnika rzecznego
Wydawnictwo: Literackie
Rok wydania: 2017
Liczba stron: 352
Ocena: 9/10

Opis: 

Uwięziony przez prąd tasmańskiej rzeki, wciągnięty pod sam wodospad, Aljaz Cosini, przewodnik turystycznej wyprawy, tonie. Ostatnie chwile życia stają się dla niego rodzajem mistycznej podróży w głąb własnego życia oraz życia przodków. Przed oczami Aljaza przetaczają się obrazy z przeszłości. Widzi, jak jego ojciec Harry jako mały chłopiec grzebie swojego ojca pod drzewem gumowym, które wnet rozkwitnie tysiącem żółtych kwiatów. Jak wuj Reg sprzedaje zęby, by spłacić dom. Jak prababka ucieka przed złym duchem, a pijany łowca fok gwałci na plaży Aborygenkę zwaną Czarną Perłą. Widzi piękną twarz kobiety, którą kochał… W podwodnym świecie, który odbiera Aljazowi ostatni oddech, rodzinna wizja złożona z okruchów aborygeńskich, celtyckich, włoskich, angielskich, chińskich i wschodnioeuropejskich opowieści przeistacza się w bezdenną historię Tasmanii.

Recenzja:


Słyszałam same superlatywy o twórczości Richarda Flanagana, jednakże dotychczas nie byłam jakoś specjalnie przekonana do jego powieści. Dopiero Śmierć przewodnika rzecznego, a więc najnowsza na polskim rynku książka tegoż autora, wzbudziła moje zainteresowanie tragiczno-surrealistyczną fabułą i wielokulturową ucztą.

Mówią o mnie, że jestem leniwym włóczęgą, że nie mam przyszłości, że nie wiem, czego chcę od życia - i może to wszystko prawda.
Może zawsze tonąłem. 

Narratorem powieści zdaje się być tytułowy przewodnik rzeczny w dwóch odsłonach - wszystkowiedzącego gawędziarza, widzącego siebie z góry i zwyczajnego człowieka, Alijaza Cosini'ego. Mężczyzna prowadzi swoją waśń w nietypowych okolicznościach, bowiem właśnie... tonie. Nieubłaganie nadciągająca śmierć budzi w nim wspaniałe i rozległe wizje, którymi musi się z kimś podzielić, bo inaczej ich czar stanie się ciężarem. Dzięki temu darowi poznajemy zarówno przeszłość głównego bohatera, jego krewnych i znajomych, jak i przerażającą i brutalną historię Tasmanii.

Powieść nie jest łatwa w odbiorze, z początku nieco się w niej gubiłam i nie do końca rozumiałam zamysł autora. Z czasem jednak zaczęłam zatracać się w niebezpiecznej, dzikiej przyrodzie, wspomnieniach wypełnionymi nałogami, przemocą, wśród których nie zabrakło też radosnych i podnoszących na duchu chwil oraz kulturowych smaczków, m.in. aborygeńskiego orła przenoszącego duchy przodków... Ta książka jest jak rzeka - z początku delikatnie obmywa stopy czytelnika, by zaraz potem porwać go i zatopić w magicznej i niepokojącej treści. Grzęźniemy w bajkowości opowieści Alijaza, dziejach jego krewnych, dziejach Tasmanii... Zarówno historiom, jak i samym przemyśleniom głównego bohatera towarzyszy poetyckie piękno, miejscami nieco pospolite (I te płonące oczy, poszarpany błękit. Jak niebieskie serce gasnącego żółtego płomienia palnika tlenowego gdy zostaje wyłączony dopływ gazu.), jednakże znajdziemy tu i język ostry, bogaty w kolokwializmy i wulgaryzmy.

Wiem, że Aljaz uśmiecha się do frajerów, którzy chociaż twierdzą co innego, chociaż zapewniają, że jest to najpiękniejsza okolica na świecie, odczuwają już narastający niepokój wobec tej dziwacznej, obcej przyrody, która wydaje im się tak podobna, a jednocześnie tak różna od przyrody z kalendarzy zdobiących ich salony i biura. Intensywnie pachnie kwaśną, gnijącą ziemią, a umiarkowana wilgotność krępuje ich zmysły jak kaftan bezpieczeństwa. (...) Ale to miejsce, które - jak im się wydaje - sunie za ich plecami, skłaniając ich do tego, aby od czasu do czasu rzucić spojrzenie za siebie, dla Aljaza jest domem. 

Tym, co najbardziej urzekło mnie w powieści Flanagana, była narracja, która pozwoliła na poznanie bohatera od duszy strony. Naturalnie - z czasem jego przeszłość i aparycja również nie są dla nas tajemnicą, ale to w perspektywie nadchodzącej nieubłaganie śmierci Alijaz odsłonia przed czytelnikami swoje wnętrze, objawiając się im w całej okazałości - bez sekretów, z nagim umysłem i sercem...

W wielu momentach książka szokuje, przeraża, wywołuje gęsią skórkę i obrzydzenie, ale jest to jedna z tych powieści, które zostają z czytelnikiem na zawsze. Jest w niej coś urzekającego - może to pełna gama emocji, może czar nieprzejednanej przyrody, może bestialstwo piętrzące się w historii Tasmanii, może wielokulturowość, a może wdzięk gwałtownej śmierci, przed którą bohater misternie odkrywa enigmę swoich przodków, swojego życia, swojej natury... Śmierć przewodnika rzecznego zdecydowanie daje do myślenia i jestem pewna, że jeszcze długi czas zostanę pod jej powierzchnią. Polecam serdecznie z całego serca, szczególnie wymagającym czytelnikom.

Tę książkę zrecenzowałam dla Was dzięki Wydawnictwu Literackiemu. :)

1 komentarz:

  1. Zachwyca mnie już sama warstwa poetycka tego dzieła, samo już uczucie, ze wkracza się w świat czegoś wyjątkowego. Poza tym emocję o których napisałaś w recenzji działają na mnie zachęcająco. Ostatnio na twoim blogu znajduję naprawdę dobre pozycję, całkowicie zatopione w moim guście.

    OdpowiedzUsuń