czwartek, 2 marca 2017

Louise Doughty - "Mroczny zaułek"

Autor: Louise Doughty
Tytuł: Mroczny zaułek
Wydawnictwo: Burda Publishing
Data wydania: 2017
Ilość stron: 350
Ocena: 6/10

Opis:

Yvonne Carmichael ciężko pracowała, by zrealizować swoje ambicje i marzenia. Zrobiła zawrotną karierę w dziedzinie genetyki, ma piękny dom, udane małżeństwo i dwójkę dorosłych dzieci.
Jej ułożone życie wywraca się do góry nogami, gdy pewnego dnia w Pałacu Westminsterskim ulega urokowi nieznajomego, fascynującego mężczyzny. Wybucha między nimi gwałtowny i namiętny romans, kontynuowany w mrocznych zaułkach Londynu, a Yvonne ryzykuje utratę wszystkiego, co miało dla niej jakąkolwiek wartość. Początkowo wierzy, że uda jej się oddzielić sekretny związek od codziennego życia, jednak brutalny akt przemocy, którego ofiarą pada na uniwersyteckim przyjęciu, krzyżuje jej plany i sprawia, że kobieta wpada w wir kłamstw i zbrodni.

Recenzja:

Choć tytuł jest zwodniczo podobny do książki "Mroczny zakątek" autorstwa Gillian Flynn, to jednak zbieżność tytułów jest jedynym łącznikiem między tymi utworami. Wyżej wymieniona książka Flynn zebrała sporo negatywnych opinii, chyba dlatego, że czytelnicy nie oczekiwali "średniaka" od autorki genialnej "Zaginionej dziewczyny". Podobnie wyglądała moja przygoda z powieścią Doughty. "Mroczny zaułek" już z okładki krzyczy do nas, zapewniając, że takiej historii jeszcze nie czytaliśmy. Jak widać, ta taktyka okazała się skuteczna przynajmniej w moim przypadku. Dałam się skusić pięknej okładce, milionom sprzedanych egzemplarzy, etykietce megabestsellera i oczywiście intrygującemu opisowi. Ostatecznie jednak pozostał nie tyle niesmak, ponieważ książka nie należy do słabych, a po prostu niezaspokojone wygórowane oczekiwania. 

Niestety okazało się, że również w tym wypadku opis został potraktowany niczym streszczenie książki i chwała Panu, że jego twórcy zaoszczędzili nam podania zakończenia na srebrnej tacy. Do posta wkleiłam może połowę tego, co zaserwowali nam na portalu Lubimy Czytać, chcąc zachować dla Was choć odrobinę elementu zaskoczenia. Dla książki, która ma być w założeniu thrillerem psychologicznym, taka praktyka równa się z zabójstwem wszelkiego suspensu. Choć z drugiej strony, rozumiem wydawcę, który musiał czymś przyciągnąć czytelnika. 

Wracając do samej powieści, powiem szczerze, że przeczytałam ją dość szybko ze względu na lekkie pióro Loise Doughty. Sama fabuła była dosyć dopracowana, szczególnie w drugiej połowie książki. Pierwsze kilkadziesiąt stron odrobinę "męczyłam", ale to dlatego, że nie przepadam za dużą ilością scen erotycznych w powieściach, choć nie mogę powiedzieć, że były one jakoś szczególnie perwersyjne.  

Powodem, dla którego odjęłam jej aż tyle punktów była kreacja postaci. Przede wszystkim dawno nie spotkałam się z tak irytującą bohaterką. Kiedy już miałam wybaczyć jej wszystkie te głupoty, które wyprawiała wraz z nadejściem kolejnych stron, autorka brała sobie za punkt honoru, aby do tego nie dopuścić. Nawet tragedia, która ją dotknęła, nie wpłynęła na ocieplenie moich uczuć do niej. O postaci "namiętnego kochanka" już nawet nie wspominam, bo więcej tajemniczości ma w sobie worek z mąką.

Po części wiem, czemu ta książka zawdzięcza tak wielki sukces oprócz oczywistej formy promocji, jaką jest wyprodukowanie serialu na jej podstawie. To fabuła, która idealnie nadaje się dla niedzielnych czytelników, którzy pojęcie o thrillerze mają mniej więcej takie, jak o fizyce kwantowej. Fabuła „Mrocznego zaułka” nie była w żadnym stopniu odkrywcza, nic mnie tutaj nie zaskoczyło. Jedynym urozmaiceniem, które zapewnia tej książce oryginalność jest wątek prawny. 

Była to dość miła, momentami mniej, miła lektura, jednak nie sądzę, aby na długo została w mojej pamięci. Krótko mówiąc, zwykły średniak, z tą różnicą, że spodobał się odbiorcom i został podniesiony do rangi arcydzieła.

Wasza Ariada :)

Za książkę dziękuję Wydawnictwu Burda Publishing

1 komentarz:

  1. Dzisiaj czytam o samych rozczarowaniach:)Mąki mam w domu dostatek, więc chyba na książkę się nie skuszę.

    OdpowiedzUsuń