środa, 21 grudnia 2016

Gregory David Roberts - "Shantaram" i "Cień góry"

Autor: Gregory David Roberts
Tytuły: Shantaram, Cień góry
Wydawnictwo: Marginesy
Rok wydania: 2016
Liczba stron: 800 + 800
Ocena: 7,5/10 (tom pierwszy 9,5/10, tom drugi 5,5/10)

Opis:

„Shantaram” znaczy „boży pokój”. To imię nadali bohaterowi książki jego hinduscy przyjaciele, zamykając w nim całą historię opowiedzianą w tej książce: historię odnalezienia prawdy o sobie w Indiach. Ale droga do „bożego pokoju” wiodła przez tak dramatyczne wydarzenia, że chwilami aż trudno uwierzyć, iż miały one miejsce naprawdę. Ciemne interesy, handel narkotykami i bronią, fałszerstwa, przemyt, gangsterskie porachunki – a zarazem romantyczna miłość, głębokie przyjaźnie, poszukiwanie mentora, poznawanie filozofii Wschodu. O tym właśnie jest Shantaram.

Recenzja:

Na Shantaram miałam ochotę już w lutym, kiedy to książka ta została wydana przez Wydawnictwo Marginesy. Zaintrygował mnie fantastyczny opis, który zapowiadał nietypową wyprawę do Indii, pełną akcji rodem z amerykańskiego filmu oraz kultury Wschodu. Dodatkowym smaczkiem okazała się informacja, że fundamentem powieści nie jest jedynie fikcja literacka i wiedza autora, ale również jego wspomnienia. Obok takiej książki zwyczajnie nie mogłam przejść obojętnie! 

Porzucony przez żonę, znalazł pocieszenie w heroinie. Zaczął napadać na banki (ubrany zawsze w garnitur okradał tylko ubezpieczone firmy, przez co media zwały go rabusiem-dżentelmenem). Schwytany, został skazany na 20 lat w 1978 roku. W lipcu 1980 roku biały dzień uciekł z więzienia Pentridge Victoria's, stając się jednym z najbardziej poszukiwanych ludzi w Australii. Przedostał się do Indii. To miał być krótki przystanek w podróży z Nowej Zelandii do Niemiec. Został na dłużej. Ukrywał się w slumsach, gdzie leczył biedaków, był żołnierzem bombajskiej mafii, walczył z Armią Czerwoną w Afganistanie. Poznał Karlę – tajemniczą femme fatale, Amerykankę szwajcarskiego pochodzenia, która długo nie potrafiła odwzajemnić jego uczucia. [opis Shantaram]

Czytając powieść oczywistym było dla mnie, że nie wszystkie wydarzenia mogły przytrafić się autorowi. Szczerze mówiąc, opisał on wszystko tak przekonująco, że nie mam zielonego pojęcia, co w tej powieści było prawdziwe, a co wytworem wysublimowanej wyobraźni. Ciężko mi również zdecydować, co w Shantaram spodobało mi się najbardziej - wykwintny styl Robertsa; główny bohater, z którym czytelnik bez problemu nawiązuje więź; przepiękna charakterystyka Bombaju, pełna zapachów, smaków, intrygujących mieszkańców i mrocznych zakamarków... 

Sama akcja powieści wciąga niesamowicie, a strony wręcz przewracają się same - kończąc czytać odniosłam wrażenie, że powieść ta miała nie osiemset, a maksymalnie trzysta stron. Oczywiście, znajdują się tutaj i słabsze momenty, ponieważ autor do wielu rzeczy podchodzi niezwykle szczegółowo i trafiało się, że kilkakrotnie opisał jedną postać niemal tak samo, jednak było to dla mnie nie tyle irytujące, co na swój sposób urocze. Bardzo spodobały mi się również liczne metafory, niezwykle życiowe i trafnie dobrane, które w ostatecznym rozrachunku podniosły moją ocenę tej powieści. I oczywiście wątek miłosny! Choć zwykłam stronić od takich elementów powieści, ten przypadł mi do gustu - być może z powodu całkiem niezłej femme fatale? :)

Legendy mówią, że wybrankę można rozpoznać natychmiast, ponieważ budzi miłość każdym gestem, każdym zdaniem, każdym ruchem, każdym dźwiękiem i każdym nastrojem, który odbija się w jej oczach. Legendy powiadają, że można ją poznać po skrzydłach - skrzydłach widzialnych tylko przez wybranka - i po tym, że tęsknota do niej zabije wszelkie inne dążenia miłości.

Shantaram pozostawił we mnie pewien niedosyt, ale - dzięki Bogu! - w pogotowiu miałam jego sequel, Cień góry. Ani w opisie przed recenzją, ani tutaj nie wkleję jego opisu, ponieważ obawiam się, że mógłby zbyt wiele zaspoilerować osobom, które nie miały jeszcze szansy na zapoznanie się z tomem pierwszym. Powiem jedynie, że akcja powieści dzieje się dwa lata po wydarzeniach przedstawionych w Shantaram. Niestety, kontynuacja nie zachwyciła mnie już tak bardzo. 

W wielu miejscach odniosłam wrażenie, że Cień góry napisała zupełnie inna osoba. Niezwykłe celne metafory zastąpiły całkowicie nieprzemyślane myśli i choć były one piękne, tak nijak miały się do danego momentu. Traktowałam je z przymrużeniem oka, dokładnie tak jak traktuje się chińskie mądrości, choć zamieniały one książkę w przysłowiowe flaki z olejem. Akcja powieści również nie wciągnęła mnie tak bardzo, Cień góry zdaje się nie mieć żadnego głównego wątku fabularnego, a wiele fragmentów nie ma tu nawet związku z głównym bohaterem. Najbardziej rozczarowały mnie ostatnie rozdziały, które - delikatnie mówiąc - ukazały bardzo mizerny poziom, Roberts zbyt usilnie chciał wszystkich uszczęśliwić. W zasadzie kluczowymi zaletami kontynuacji Shantaram są magiczne opisy miejsc, niezwykle działające na wyobraźnię i wywołujące na twarzy czytelnika dużo uśmiechu oraz subtelna mapka na wewnętrznej części okładki. 

Ukochani, którzy odeszli, nigdy nie opuszczają naszego serca, ale ich wyrazisty obraz blednie.



Shantaram to zdecydowanie jedna z najlepszy książek, które miałam szansę przeczytać w tym roku - niesamowita mieszanka przemocy, mafii, narkotyków, wojny, filozofii, humoru, serca oraz indyjskiej kultury. Gregory David Roberts naprawdę zaskakuje i nazwałabym go prawdziwym pisarzem-geniuszem, gdyby nie Cień Góry, który całkowicie zachwiał moje wyobrażenie o nim. Mam nadzieję, że ta kontynuacja wypadła tak słabo, ponieważ autor CHWILOWO obrósł w piórka i niewłaściwie postawił na arogancję, w której tekst miejscami wręcz tonie. Pierwszy tom polecam bezapelacyjnie każdemu, drugi - jedynie odważnym, ciekawskim i wytrwałym czytelnikom. 

Te książki zrecenzowałam dla Was dzięki Wydawnictwu Marginesy. :)

1 komentarz:

  1. Wszyscy polecają, więc wstyd nie przeczytać :) Mam obie części w wersji elektronicznej, ale widziałam, że są spore objętościowo... Więc trochę czasu trzeba wygospodorwać.

    OdpowiedzUsuń