piątek, 20 maja 2016

Rainer Wekwerth - "Przebudzenie Labiryntu"

Autor: Rainer Wekwerth
Tytuł: Przebudzenie Labiryntu
Wydawnictwo: YA!
Data wydania: 2015
Ilość stron: 408
Ocena: 4/10

Opis:

Siedem osób, sześć bram, trzy dni i niezliczona ilość pułapek. Grupa nastolatków nie ma pojęcia, jak znalazła się w innym wymiarze. Otaczają ich ściany wyimaginowanego labiryntu. Jeden fałszywy krok może zmienić ich los, błędny wybór zaprowadzić w ślepy zaułek. Kto z nich przetrwa i zdąży wydostać się z labiryntu, który zdaje się śledzić każdy ich ruch? Labirynt nie daje odpowiedzi, stawia tylko pytania…

Czas ucieka, a żadne z nich nie czuje, aby udało się mu zbliżyć do rozwiązania mrocznej zagadki. Autor książki Rainer Wekwerth dostał w 1999 roku Krajową Nagrodę dla dzieci i młodych dorosłych Literatura Badenii-Wirtembergii.

Recenzja:

Sam opis spodobał mi się na tyle, że z wielką chęcią chciałam zapoznać się z fabułą tejże pozycji. Cóż, miała być to dla mnie swego rodzaju odskocznia od głupich schematów miłosnych - sądziłam też, że trafiłam na coś na tyle oryginalnego, że z chęcią pochłonę całą treść w bardzo krótkim czasie. Niestety - pomyliłam się co do tej książki. Pomimo tego, że w internecie można spotkać przeważnie tylko pozytywne recenzje tej książki, to ja nie jestem aż tak pozytywnie nastawiona do "Przebudzenia Labiryntu".

"Ledwie pamiętamy nasze wcześniejsze życie. W każdym razie nie pamiętamy pięknych rzeczy, które się na pewno zdarzyły. Dlaczego zabraliśmy ze sobą do tego strasznego świata akurat naszą winę? Może to wszystko to jakiś rodzaj pokuty."

Do "Przebudzenia Labiryntu" zabierałam się nie raz, ani nawet nie dwa - zabierałam się za czytanie tej książki aż trzy razy! Dlaczego? Przebrnięcie przez pierwsze kilkanaście stron wydawało mi się niewyobrażalną męczarnią. Nie potrafiłam się zmusić do tego, żeby czytać. Dopiero później, przy trzecim podejściu, udało mi się jakoś przeczytać całą tę powieść. Chociaż widzę w niej więcej minusów, to jednak zdarzają się też i jakieś plusiki.

Przede wszystkim podobało mi się to, że siedem postaci było wykreowanych w całkowicie różny sposób - każda z nich miała inny charakter, inne umiejętności i inny sposób bycia. Najbardziej spodobał mi się chyba Leon - pomimo jego początkowego zachowania, szybko się okazało, że ma jednak ludzkie uczucia i odruchy. Pod koniec tej powieści bardzo spodobała mi się też postawa Kathy, która pomimo tego, że była dosyć szalona i wojownicza, okazała się też bardzo pomocna i wręcz dzika. 

"Nigdy nie zrobiłam niczego dla innych- myślała.- Zawsze byłam dla siebie najważniejsza. I dokąd mnie to zaprowadziło? Do lodowatego, obsranego świata. Ale może to jest sprawiedliwa kara? Zmarnowałam całe swoje życie. Nie tylko tu, już znacznie wcześniej. A ci, którzy mnie teraz ścigają, wszystko to pomszczą."

Samo przedstawienie tych światów wydawało mi się z jednej strony dosyć ciekawym pomysłem, z drugiej jednak strony... nie jest to coś, czego nie spotkałabym wcześniej w żadnej książce, czy też innym dziele. Powiedziałabym, że to jest swego rodzaju miks książek młodzieżowych i dystopijnych, aczkolwiek według mnie - nieudany. 

Autor świetnie połączył pewne wątki - przemijania, walki o siebie, o własne życie, czy chociażby próby organizacji tego mini społeczeństwa. Niestety nie wszystko wyszło mu już tak dobrze. Rodząca się miłość między dwoma parami wydawała mi się wręcz śmieszna, patrząc na to, że bohaterowie ci znali się mniej niż tydzień i nie wiedzieli o sobie praktycznie nic. Co więcej - patrząc na to, że przypomnieli sobie tylko kilka informacji z życia "przed", czyli sprzed trafienia do labiryntu, to jest to dla mnie wysoce nieprawdopodobne, aby tak szybko sobie zaufali i obdarzyli się wzajemnie uczuciami. Wiem, że w kolejnych częściach pewnie ten motyw się rozwinie i w konsekwencji będzie to polegało na tym, kto z nich ma umrzeć, a kto z nich ma przeżyć - czy wolą sami się uratować, czy raczej osobę, którą kochają, ale jest to łatwe do przewidzenia już po zapoznaniu się z pierwszym tomem. 

"Zło doskonale potrafi się ukrywać za przyjaznym uśmiechem."

Rainer Wekwerth pisze całkiem dobrze - powinien jeszcze podszkolić swój warsztat, ale w późniejszej części książki widać, że jego dialogi bywają całkiem fajnie napisane - czasami są śmieszne, czasami ciekawe, a czasem wprowadzają coś ekscytującego do akcji. Część z nich jest jednak dosyć monotonna. Niestety jest tak również z opisami - te początkowe były dla mnie koszmarne, później było już lepiej - opisy wydarzeń potrafiły trzymać w napięciu, szczególnie te walki, ale opisywanie otoczenia, czy chociażby napastników... nie były już aż tak dobre i dopracowane. Najbardziej nie podobało mi się jednak to, że autor nie umie oddziaływać na uczucia czytelnika i pisząc nawet o śmierci jednego z bohaterów... wyraża się o tym nijako. 

Bardzo podoba mi się jednak okładka i z tego, co zdążyłam już zauważyć, to kolejne tomy będą tworzone w bardzo podobnym stylu. Jestem na "tak", chociaż wydaje mi się, że nie będę chciała zapoznawać się już z kolejnymi przygodami tej grupki osób. Niemniej jednak duży plus dla wydawnictwa - a raczej grafika - za to, że pomysł na okładkę był naprawdę interesujący. 

"Życie było walką. Przecież zawsze tak było, zmieniali się tylko przeciwnicy i miejsce walki."

Nie namawiam Was do tego, żebyście się zapoznali z losami bohaterów z "Przebudzenia Labiryntu". W internecie jest masa pozytywnych recenzji na temat tej powieści. Jeśli chcecie sami się przekonać, co wy sądzilibyście o tej powieści, to sięgnijcie po tę książkę. Osobiście jestem jednak na "nie". 

Pozycję tę dostałam od Wydawnictwa YA!

3 komentarze:

  1. Mnie za bardzo chwilami przypominała Więźnia labiryntu - a na początku to już w ogóle. Potem moje odczucia były takie sobie, nic nowego.

    Bookeaterreality

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z opisu i mi przypomina tą serie, tamta mi się podobała, ale na tą książkę raczej się nie skuszę.

      Usuń