poniedziałek, 21 grudnia 2015

Janina Danuta Łaniec - "Co się działo na uczelni"


Tytuł: Co się działo na uczelni
Autor: Janina Danuta Łaniec
Wydawnictwo: Novae Res
Liczba stron: 164
recenzja przedpremierowa


Recenzja:
Co się działo na uczelni to króciutka książeczka, którą przeczytałam w niecałe dwie godziny. Miała być o bezwzględnej walce o władze, układach, spiskach, romansach i intrygach (prawie jak Gra o Tron), ale powiedzcie sami, czy na 160 stronach da się upchnąć to wszystko?

Ano nie da się, i autorce się to nie udało. Akcja książki toczy się na niepublicznej uczelni, gdzieś na bliżej nieokreślonej prowincji. Na początku poznajemy obecnego dziekana tejże uczelni – Jana Kulomiota, który sprawuje władzę twardą ręką, stosując politykę strachu i terroru. Poznajemy go w momencie „przedwyborczym”. Lada chwila mają zostać wybrane nowe władze uczelni, więc można powiedzieć, że toczy się „gra o tron”, gdzie tronem jest stanowisko dziekana. Zostają w nią zaangażowani doktoranci – Kulomiot ma swojego oddanego asystenta Darka, który jest jego okiem i (przede wszystkim) uchem na uczelni, ma też specjalną ochronę, która dla niego szpieguje. Kulomiot nie jest jedyną osobą, która ma chrapkę na to stanowisko, profesor Henryk Kraska także ma zamiar o nie powalczyć. W tym celu zmusza do pomocy doktoranta Michała, który z kolei werbuje studentkę do roli szpiega. Razem nawet kradną teczkę Darka i jest to chyba największa intryga w tej książeczce.

Wszystkie postacie i wydarzenia są przedstawione w sposób karykaturalny i wyolbrzymiony, choć oczywiście jest w nich sporo prawdy. Zdaje się, że zamiarem autorki było właśnie napisanie takiej satyry na szkołę wyższą. To jej się poniekąd udało, niestety sama książka pod względem fabularnym jest bardzo słaba. Mamy wprowadzenie, które jest tak naprawdę przydługim opisem, potem kilka różnych scen i wydarzeń, jakiś punkt kulminacyjny i nowy wątek, niezwiązany z uczelnianą walką o władzę, opisujący nieudolne próby jednego z profesorów, który bardzo chciał „zaliczyć” podczas pobytu w sanatorium – a potem koniec. Całość prowadzi donikąd i wydaje się być zaledwie fragmentem czegoś większego. Przynajmniej powinna być, bo w takim kształcie książka jest nie do przyjęcia.

Styl autorki nie budzi zastrzeżeń, pisze płynnie i bez zgrzytów, ale nad budowaniem fabuły koniecznie musi popracować. Ta pozycja to raczej próba napisania książki, nie pełnowartościowa książka. Gdyby była przynajmniej kilka razy dłuższa, może faktycznie wyszłaby z tego uczelniana gra o tron.

Jeśli liczycie na książkę z wartką akcją i rozbudowaną fabułą, Co się działo na uczelni nie będzie dobrym wyborem. Ale jeśli chcielibyście poczytać o szkolnictwie wyższym przedstawionym w krzywym zwierciadle, możecie sięgnąć po tę pozycję.


Książkę dostałam od wydawnictwa Novae Res

5 komentarzy:

  1. Nienawidzę klumpów. Uczelniane intrygi i słaba fabuła mnie nie interesuje, więc ta książka nie wyląduje na liście must have na ten rok. Ba! Wyląduje na liście Trzymać się od nich daleko. Pozdrawiam, Idalia ;)

    http://k-a-k-blogrecenzencki.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  2. Zamysł był dobry, ale jak wykonanie kuleje to ja podziękuję :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Szkoda, że tak dobry pomysł na książkę został schrzaniony. W podobnym stylu kojarzy mi się za to "Plotkara" - romanse, intrygi, a wszystko to toczy się wśród bogatej młodzieży. Jeśli ktoś ma ochotę na coś podobnego, ale w lepszym wydaniu to polecam właśnie Plotkarę. Również serial :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. raczej przede wszystkim serial, bo książki są niestrawne ;) tyle że w Plotkarze wszystko skupia się na rozpieszczonych dzieciakach, tutaj poznajemy perspektywę kadry.

      Usuń
  4. Pozycja "Co się działo na uczelni" raczej nie kusi swoją skąpą fabułą, a raczej odrzuca. Szkoda, że autorka, której dobrze idzie pisanie nie potrafiła rozbudować swojej powieści.

    OdpowiedzUsuń