poniedziałek, 19 października 2015

Anna McPartlin - "Ostatnie dni Królika"


Tytuł: Ostatnie dni Królika
Autor: Anna McPartlin
Wydawnictwo: HarperCollins
Rok wydania: 2015
Liczba stron: 400
Ocena: 7/10

Opis:
Czterdziestoletnia Mia Hayes, zwana w rodzinie Królikiem, trafia do hospicjum – jej kilkuletnia walka z rakiem dobiega końca. Bliscy wciąż poszukują cudownego lekarstwa, powoli jednak godzą się z tym, że Mia wkrótce odejdzie. Każdy z nich na swój sposób radzi sobie z tym, co nieuniknione. Wojownicza matka nie poddaje się i ciągle wierzy, że lekarze uratują Mię. Siostra nie ma złudzeń, ale przekonuje nastoletnią Juliet, że jej mama wyzdrowieje. Brat rockandrollowiec co prawda przerywa trasę koncertową i wraca do domu, ale robi wszystko żeby nie myśleć o śmierci siostry. Wszyscy spotykają się przy łóżku Mii i plotkują, by zagłuszyć niepokój. Otoczona bliskimi Mia wspomina Johnny’ego, swoją pierwszą miłość. Ma nadzieje, że się spotkają. Najbliższe dziewięć dni zabierze wszystkich w szaloną podróż przez spełnione i niespełnione marzenia.


Recenzja:

Tego słonecznego, kwietniowego poranka, czterdziestoletnia Mia Hayes, zwana przez wszystkich Królikiem, ukochana córka Molly i Jacka Hayesów, siostra Grace i Daveya, matka dwunastoletniej Juliet, najlepsza przyjaciółka Marjorie Shaw i największa miłość Johnny’ego Faye’a, siedziała w samochodzie wiozącym ją do hospicjum, gdzie miała umrzeć.*

Słowa te są jednymi z pierwszych, jakie pisze Anna McPartlin, rozpoczynając opowieść o Króliku. Królik umiera. Nie udało jej się wygrać walki z rakiem, znajduje się w ostatniej, terminalnej fazie i jedyne, na co może teraz liczyć, to w miarę bezbolesna, spokojna śmierć. Królik nie chce umierać. Nie chce zostawiać córki, ani najbliższych. Ale nic nie może zrobić.
Książka opisuje dziewięć ostatnich dni Królika. Pewnie sobie pomyślicie, jakim cudem w takim razie jest taka gruba? Dziewięć dni to niewiele i zarazem bardzo wiele, ale czytać przez 400 stron o kobiecie, która leży w łóżku i przez te dziewięć dni umiera? Kiepska perspektywa. Ale nie martwcie się, akcja nie skupia się przy łóżku Królika. Sięga o wiele dalej – w przeszłość. Królik i jej najbliżsi wspominają. Poznajemy przede wszystkim historię Królika, ale nie tylko, jest ona bowiem związana z wieloma ludźmi i jej historia nie istniałaby bez nich.
Nieprzypadkowo przytoczyłam dla was ten cytat. Autorka już na początku wyliczyła wszystkich najważniejszych ludzi w życiu Królika. Wydarzenia są przedstawiane z perspektywy każdego z nich. Poszczególne fragmenty są oznaczane imionami, ale przez trzecioosobawą narrację czasem i tak ciężko było nadążyć. Tych perspektyw było naprawdę wiele, każdy bohater był inny – i każdy bardzo przeżywał śmierć Królika.
Rodzice kobiety – blisko osiemdziesięcioletni ludzie, do samego końca szukają rozwiązań. Nie potrafią pogodzić się z porażką. To matka jako pierwsza dopuszcza do siebie myśl, że to już koniec, że nic nie da się zrobić. Molly jest niezwykle silną kobietą. Jack, jej mąż, jest na nią zły, kiedy zawozi ich córkę do hospicjum. Ale za tą złością kryje się wielka bezradność – on załamuje się nawet przy córce. Wszyscy, zarówno rodzice, jak i rodzeństwo Królika, zastanawiają się, co zrobić z Juliet. Dziewczynka jak na swój wiek rozumie bardzo wiele, choć bardzo długo udaje, że matka wyzdrowieje. Kiedy w końcu i ona godzi się z myślą, że tak się nie stanie, wybiera swojego nieodpowiedzialnego wujka Daveya, muzyka, który na co dzień mieszka w Stanach Zjednoczonych, nie Irlandii, na przyszłego opiekuna. A Davey wybiera ją. Mimo początkowych sprzeciwów całej rodziny ma się nią zaopiekować po śmierci Królika. Tyle o fabule wystarczy, nie będę wam jej streszczała – sami musicie ją poznać.
Przeczytałam sporo recenzji tej książki, wszystkie były bardzo pozytywne. Miałam wobec niej wysokie oczekiwania. Czy je spełniła? Nie do końca. Największe zastrzeżenia mam do języka autorki – nie pasowały mi te wszystkie wulgaryzmy; dialogi pozostawiały sporo do życzenia. Historia też nie jest niezwykła, ale nie da się ukryć – budzi emocje. Ze względu na temat, który wybrała sobie autorka, musi budzić.
Jeśli więc lubicie wyciskacze łez, od książek oczekujecie solidnej dawki emocji i nie macie nic przeciwko zużywaniu całych pudełek chusteczek podczas czytania – polecam wam serdecznie Ostatnie dni Królika. Gwarantuję, że będziecie płakać (śmiać się wbrew zapowiedziom z okładki raczej niekoniecznie) i zużyjecie naprawdę dużo chusteczek!

Książkę dostałam od wydawnictwa Harper Collins

__________________________________________________

*Anna McPartlin, Ostatnie dni Królika, Warszawa 2015, s. 11.

7 komentarzy:

  1. Wczoraj w księgarni się nad nią zastanawiałam i tak naprawdę nie byłam co do niej przekonana.
    Twoja recenzja rozwiała moje wszystkie wątpliwości :)
    Uwielbiam książki, które budzą wielkie emocje, a taki wyciskacz łez dobrze mi zrobi.

    Buziaki,
    modnaksiazka.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie wiem czy to coś dla mnie, ale okładka i tytuł zachęcają do spróbowania.

    OdpowiedzUsuń
  3. Miałam okazje przeczytac już wiele recenzji tej ksiażki i czuję sie bardzo do niej zachęcona, wiec to tylko kwestia czasu nim po nią sięgne.
    http://kruczegniazdo94.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  4. Twoja recenzja jest mniej pochlebna i zdecydowanie mniej "wychwala" ten tytuł, ale to bardzo dobrze. Niejednokrotnie przeczytałam czyjąś recenzję w takim stylu, kupiłam książkę i... klapa. Muszę pamiętać, że niektórzy a) ogólnie zachwycają się wieloma książkami i nie patrzą szerzej b) mają inny gust niż ja :)

    Tak czy siak książkę chciałabym przeczytać, bo wydaje się naprawdę interesująca. Trochę kojarzy mi się z filmem "50/50" :)

    Pozdrawiam :) Przy gorącej herbacie

    OdpowiedzUsuń
  5. Twoja recenzja jest pierwszą, która nieco studzi mój zapał, i dobrze. Bo coś czułam dziwne podejrzenia samymi zachwytami, a jednak jest pewne, ale.. :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Książka nie jest zła, ale nie jest też AŻ TAKA dobra. Przyzwoita lektura, jednak nazywanie jej wybitną czy arcydziełem (bo to sugerują oceny 9/10 albo 10/10) jest wielką przesadą ;)

    OdpowiedzUsuń
  7. Skończyłam własnie czytać. Nie wiem może nie mam serca, ale nie popłakałam się. Ksiązka jest dobra ale faktycznie nie jest to arcydzieło. Fajnie się czyta i skłania do pewnych refleksji. Ogólnie polecam

    OdpowiedzUsuń