wtorek, 22 września 2015

Marcel Proust - "W stronę Swanna"

Tytuł: W stronę Swanna
Autor: Marcel Proust
Wydawnictwo: MG
Rok wydania: 2013
Liczba stron: 480
Ocena: 8/10

Opis:

"W stronę Swanna" to pierwszy tom quasi-autobiograficznego cyklu Marcela Prousta W poszukiwaniu straconego czasu, uznanego w powszechnej opinii krytyków za arcydzieło literatury. Pewnego dnia smak magdalenki zanurzonej w herbacie budzi w bohaterze, młodym człowieku rozpieszczonym przez matkę i babkę, wspomnienia. Wraca myślą do miasteczka Combray, gdzie spędzał cudowne wakacje jako dziecko. Powracają też wspomnienia spacerów szlakiem posiadłości pana Swanna, gdzie mieszka niedostępna księżna będąca obiektem westchnień bohatera…


Recenzja:

Ostatnio coraz częściej zdarza mi się sięgać po literaturę spoza kręgu moich zainteresowań. Przede wszystkim przez moją starszą siostrę. Przyznaję, że miewam wątpliwości co do jej propozycji i takie też miałam tym razem. Większość osób na wspomnienie Marcela Prousta stwierdza, że tego się nie da czytać i że jest koszmarnie nudne. Siostra jednak uparła się, zastrzegając, żebym nie nastawiała się na jakąś fabułę, tylko na „wysłuchanie zwierzeń i wspomnień poety”. I to chyba jest najlepszy pomysł, jak przeczytać Prousta i nie umrzeć z nudów. Przesadzam, Proust jest naprawdę świetny.

„W stronę Swanna” to pierwszy tom z cyklu „W poszukiwaniu straconego czasu”, opartego częściowo na wspomnieniach autora. Znaczną część tomu stanowią wspomnienia z dzieciństwa i wczesnej młodości. Faktycznie, fabuły tu niewiele, to raczej zbiór opisów zwyczajów, osób i krajobrazów. Co jakiś czas pojawia się jakieś wydarzenie, które Proust uznał za godne opisania. Podobała mi się ta część. Autor bardzo dokładnie opisuje przyrodę, zapachy kwiatów, wygląd nieba, drzew, ulic, budynków. Można sobie to wszystko dokładnie wyobrazić. Polubiłam też chłopca, którym był autor kiedyś i którego wspomina. Trochę mazgajowaty i przewrażliwiony ale bardzo sympatyczny i pięknie patrzący na świat przyrody. Spodobał mi się też dlatego, że dużo czytał.

Inna część książki to historia miłości Swanna, przyjaciela rodziny, który często odwiedzał dom z dzieciństwa autora. Swann ożenił się z kobietą z niższej sfery, która na dodatek źle się prowadziła. Przez to nie mógł zabierać jej ze sobą do przyjaciół. Rodzina autora (a właściwie postaci opowiadającej) bardzo przejmowała się takimi sprawami, więc nigdy nie chciała nawet poznać żony Swanna. Historia tej miłości jest trochę dziwna i niezbyt przyzwoita. Ta część książki ma jednak fabułę bardzo wyraźną, chociaż i tutaj autor bardzo rozpisuje się na temat uczuć. Dokładnej treści zdradzać nie będę ale muszę napisać, że Odeta to okropna baba i ta miłość to sprawa pokrętna. Ale to wszystko, choć takie nieprzyjemne, napisane jest niesamowicie.

Nie będę ukrywać, że są w książce fragmenty, które nużyły mnie, ale często tak bywa, bo przecież w książkach nie wszystkie wątki są tak samo interesujące. W sumie to nawet ciekawe, jak autor dokładnie wszystko sobie przypomina, opisuje i porównuje. To coś zupełnie innego niż to, co znajduję w moich ulubionych książkach. Nie zmieni to moich preferencji, ale na pewno będę bardziej otwarta na inną literaturę. Po przeczytaniu „W stronę Swanna” jestem ciekawa co będzie dalej, jak się to wszystko potoczy, kim będzie bohater, gdy dorośnie. Z pewnością sięgnę po drugą część: „W cieniu zakwitających dziewcząt”.

Prousta polecam każdemu, kto lubi czytać powoli i rozmyślać. Bardzo wycisza.

Tę książkę zrecenzowałam dla Was dzięki Wydawnictwu MG. :)

2 komentarze:

  1. hmm to chyba nie jest książka dla mnie coś mnie do niej nie ciągnie :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Sądzę, że takie zwierzenia/wspomnienia autora mogą być ciekawym doświadczeniem, zwłaszcza opisy przyrody i zwyczajów. :) A monotonne momenty można znaleźć nawet w dobrej książce, co akurat jest do wybaczenia, jeżeli oczywiście nie są one częstym zjawiskiem. :)

    OdpowiedzUsuń