sobota, 14 marca 2015

Aritime#6 - Deal with it!




Deal with it(commerce)!

Jako że ostatnio dość głośno zrobiło się o Empiku i innych, postanowiłam podnieść rękawicę i napisać coś w tym temacie. Każdy chyba zgodzi się ze mną, że ta księgarnia stała się siecią bardzo komercyjną. Powiedzmy sobie szczerze, co dzisiaj nie jest komercyjne? Zgodnie z definicją słownika PWN komercja to działalność nastawiona jedynie na osiągnięcie zysku; też: produkty takiej działalności.

Innymi słowami wszystko, co nas otacza to komercja. Toniemy w niej po uszy. Nawet nasze blogi są w takim razie komercyjne, bo przecież większość z nas otrzymuje egzemplarze recenzenckie, co liczymy jako zysk. Możecie tutaj mówić mi piękne elaboraty o tym, jak to piszecie dla przyjemności i tego nie kwestionuję, bo przecież to prawda. Każdy jednak chce zdobyć jak największe grono odbiorców, a jest to także jakiś zysk. Nie zawsze jest jednak tak kolorowo, że blogger pisze jedynie ze swojej niewymuszonej powinności wewnętrznej. W dzisiejszych czasach w sieci znajduje się grono blogów, na których się zarabia. Taka forma "pracy" jest zapewne bardziej przyjemna niż przykładowo kopanie dołów, jednak, jak nie każdy nadaje się do pracy fizycznej, nie wszystkim pisana jest kariera pisarza, bo w końcu blog to forma literackiego wyrażenia siebie. Żyjemy w wolnym kraju, więc teoretycznie pisać każdy może, praktycznie jeden lepiej, drugi gorzej. Kultura masowa nadciąga z taką siłą, że większość z nas poddaje się jej. Dlatego blogi takich mało wyrafinowanych rzemieślników, którzy wyrabiają swoje produkty, licząc na łatwy zarobek, cieszą się stosunkowo dużą popularnością. Błędne przekonanie, że jeśli coś jest modne, to jest na pewno dobre, powszechnie znamy. Nie generalizujmy jednak, bo istnieją i blogi, które nie od początku były bardzo komercyjne. Kiedy wyczuły lekki zarobek, rzuciły się na niego jak hieny na padlinę. Powinniśmy to może nazwać syndromem Niekrytego Krytyka? Powszechne są reklamy, z których podobno możemy zarobić nawet 30 tysięcy miesięcznie (nie wiem, czy to jest prawda, pytajcie osobę, która to powiedziała). Niektórzy bloggerzy powinni zrobić ołtarzyk bożkowi statystyk, nie będę wskazywać palcem, ale chyba każdy zna chociaż jedną taką osobę. Jeśli blog książkowy przeradza się nagle w lifestylowy, wiedz, że coś się dzieje! Chociaż z drugiej strony, bloggerzy książkowi to nie arystokracja blogosfery, a najwyżej szlachta średnia. Prawdziwą magnaterią są bloggerki modowe, które opływają w luksusy, sławę i pieniądze.

"Śmieję się z młodych muzyków undergroundowych, którzy mówią – stara, robisz komercję. Oni, występując w małych klubach i sprzedając ludziom kasety, też uprawiają komercję – przecież komercja to chęć sprzedania się. Chcą, żeby tych ludzi było więcej, żeby kupowali ich płyty, żeby o nich pisali – to właśnie komercja. Zabieganie o słuchacza to komercja." 
(Nigdy nie myślałam, że będę cytowała Agnieszkę Chylińską, a jednak!)  

Ogólna definicja komercji prowadzi do oczywistych wniosków. Ludzie pojmują ją jednak w nieco węższym znaczeniu, ale co ciekawe, każdy ma swoją opinię o tym, co nią jest, a co nie. Z tym pojęciem wiąże się ściśle konformizm. Zdarza się często tak, że jeśli już ktoś rozpali malutkie ognisko dyskusji, inni dorzucają do niego drew nie tyle swoimi przemyśleniami, co po prostu powtarzaniem tego, co zostało już powiedziane. Zwierzęta mówią jednym ludzkim głosem. Jednym słowem każdy co mniej rozgarnięty i bardziej podatny na wpływy grupy płynie z nurtem tej rzeki. Tak było ostatnimi czasy z opinią na temat Empiku. Wielu bloggerów po prostu powtarzało powszechnie znane zdanie na temat tego "przybytku Szatana". Obrzucano go kamieniami i złorzeczono. Powiem Wam, że nawet i ci, którzy nie są wcale lepsi niż ta księgarnia, też krytykowali, bo czemu nie? Co z tego wynikło? Nic, ponieważ kompleks typowego Polaka to słowa rzucane na wiatr. Ja osobiście również uważam, że Empik to nie jest wzór do naśladowania. Oprócz pieniędzy nic się dla nich nie liczy. Ale czy to naprawdę taki bardzo osobliwy i unikatowy przypadek? Weźmy pod lupę nie tylko księgarnie. A tak z innej beczki: nie zauważyliście tego, że Empik stał się sklepem, który jest modny i może to też podnosić rangę czytelnictwa? Wszystko ma dwie strony medalu.

Kolejnym bardzo popularnym w ostatnim czasie tematem była adaptacja filmowa "Hobbita". Tutaj zdania były równie zgodne. Wszyscy wyżywali się na "Bitwie pięciu armii", która według nich była zupełnym uosobieniem komercji. A, moi kochani, który film nie jest nastawiony na zysk? A w takim razie, czemu film miał taki duży dochód ze sprzedanych biletów? W kinie przecież było w tym okresie dużo ciekawych produkcji.

Najczęstsze argumenty, które były przywoływane to rozbicie książki aż na trzy filmy i zbyt przesadzone efekty specjalne. Co Jackson ma na swoją obronę? To, że jego "Hobbit" był rozszerzeniem książki. Czy ja to pochwalam? Uwielbiam twórczość Tolkiena, która ma w sobie coś zupełnie magicznego, jednak nie do wszystkich trafia jego język i sposób opowiadania historii. Filmowa wersja jego książek to przedłożenie niesamowitej opowieści na potrzeby komercyjnego społeczeństwa. Porównywanie Hobbita do LORT to już zupełna głupota. Myślicie, że dziesięć lat to nic? W kinematografii już rok różnicy to bardzo dużo. Od czasów ekranizacji LORT zmieniły się nie tylko cyfry w kalendarzu, ale także oczekiwania widzów, możliwości, jakie ma do dyspozycji reżyser, co w praktyce oznacza zupełnie nową erę. Ekranizacje współczesnych powieści to przede wszystkim produkt, który ma trafić do młodego pokolenia. Peter Jackson rozszerzył historię Bilba i stworzył taki właśnie produkt, który był dopasowany do wymogów mało wyrafinowanego i rządnego sensacji społeczeństwa. Czy ten film jest dobry? Nie mnie oceniać. Wiem tylko, że zarzuty, które są mu stawiane, nie powinny być brane na poważnie. Poszłam do kina, żeby spotkać kolejny raz moich ulubionych bohaterów i właśnie to dostałam.

Teraz co nieco o książkach, bo w sumie to blog o takiej tematyce. One również robią się coraz bardziej komercyjne. Szczególnie te dla młodzieży. Po sukcesie wspomnianych już "Igrzysk...", autorzy podchwycili modę na nowy schemat fabuły. Charyzmatyczny główny bohater, który walczy ze złym systemem. Jakiś czarny charakter też by się przydał. Wszystko nieuchronnie zmierza do rebelii i obalenia dyktatury. Nie ma problemu, gdy takie książki się od siebie trochę różnią i są dobre. Ostatnimi czasy trafia się to dość rzadko. Dystopia staje się czymś tak często powielanym jak paranormal-romance. W takich momentach naprawdę zastanawiam się, czy Krasicki nie miał racji odnośnie swojej teorii, że stare zawsze zostanie przez nowe, które popełni te same błędy. Koło nigdy się nie zamyka. Wracając jeszcze do tematu blogów, największe statystyki ma ten, który pokazuje książki znane przez już prawie każdego. Czytali, zachwycali się, pisali opinie. Czemu czytamy recenzje powieści, które już znamy? Czemu zwracamy uwagę na posty, które mają dziesiątki dublerów w sieci, których wcale nie daleko szukać? Może powinniśmy zainteresować się mało znanymi i niedocenianymi utworami, a nie obracać się ciągle w zamkniętym kręgu? 

Jaki wniosek? Zróbcie sobie rachunek sumienia, nim dołączycie do wyścigu szczurów.
 
Wasza Ariada :)

4 komentarze:

  1. Mądre słowa, dziękuje Ci za tak wyczerpujący post, który uzmysłowił mi powagę sytuacji. Taki mamy świat.. No, ale ktoś ten świat musi tworzyć..

    OdpowiedzUsuń
  2. Zgadzam się z Tobą. Najgorsze jest właśnie to, że pojawi się książka, jest ogromy sukces, a po chwili pojawiają się "autorzy", którzy pisząc książkę z tej samej tematyki,ograniczają się do zmiany nazw, imion i tak dalej...

    OdpowiedzUsuń
  3. Hej, bardzo ciekawy post. :) Faktycznie tyle komercji wokół nas, a wszyscy skupili się akurat na Empiku. Słusznie zauważyłaś, że medal jego sukcesu może mieć 2 strony. :)

    Mam tylko jedno "ale" - ostatnio zaczęłam pisać więcej postów lifestylowych, a mój blog początkowo był typowo książkowy. :P Po prostu uznałam, że chcę coś powiedzieć też na inne tematy. Niekoniecznie musi być to sygnał, że wkraczam w bramki startowe wyścigu szczurów. A z drugiej strony dobre blogi zarabiające na tym, co robią, wcale nie są złe. :)

    Bardzo smutne jest zjawisko, które opisujesz w ostatnim akapicie, zwłaszcza zdanie: "Wracając jeszcze do tematu blogów, największe statystyki ma ten, który pokazuje książki znane przez już prawie każdego." To niestety prawda. Jest moda na jakąś ksiażkę i nagle widzimy ją dosłownie wszędzie. Piszę czasem posty o klasyce - jak myślisz, jaką mają oglądalność? ;) To z jednej strony zniechęca, ale z drugiej... lubię pisać, a może akurat kogoś zachęcę. Tylko... czasem czuję się, jakbym walczyła z wiatrakami.

    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja również lubię pisać o nietypowych, nieznanych książkach, zawsze warto próbować kogoś zachęcić, a to, ze piszesz o klasyce, to jak dla mnie warte pochwały :) Takie posty przyciągną czytelników na pewno bardziej wymagających od literatury, a tacy też się jeszcze znajdą, więc warto pisać dla siebie i dla takich ludzi.
      Co do tych postów lifestylowych, to nie można wszystkich oceniać jedną miarą. Krytykowałam ludzi, którzy głównie piszą takie teksty, bo to zwiększa statystyki i przy okazji może mają okazję reklamować sponsorów.

      Usuń