wtorek, 24 lutego 2015

Douglas Hulick - "Honor Złodzieja"


Tytuł: Honor Złodzieja
Autor: Douglas Hulick
Cykl: Opowieść o kamratach (tom 1)
Wydawnictwo: Wydawnictwo Literackie
Rok wydania: 2012
Liczba stron: 484
Ocena: 8/10

Opis:
Przygodowa powieść fantasy na miarę Brenta Weeksa i Scotta Lyncha.
Ildrekka to niebezpieczne miasto. Jeśli brakuje ci sprytu i przezorności, marny twój los. Na szczęście Drothe nie musi się tym martwić. Od wielu, wielu lat jest członkiem Kamratów, zna na wylot każdy najciemniejszy zaułek miasta, a złodzieje i mordercy to jego codzienne towarzystwo. Pracując jako informator dla szefa przestępczej organizacji, Drothe natrafia na ślad śmiercionośnej intrygi. Ten, kto wejdzie w posiadanie prastarej magicznej księgi, zawładnie światem…



Recenzja:
Takie teksty na okładkę jak „książka na miarę [i tu znany tytuł/autor]” bywają zwykłymi chwytami marketingowymi, przekonałam się o tym już nie raz. Nie czytałam jeszcze Brenta Weeksa, ale ze Scottem Lynchem miałam wątpliwą przyjemność i trochę się bałam, że Honor złodzieja będzie podobny  do Kłamstw Locke'a Lamory (tym bardziej, że bohaterem u Lyncha był podobny oszust i złodziejaszek). Na szczęście okazało się, że Hulick stworzył coś innego. Osobiście dorzuciłabym do Weeksa i Lycha jeszcze nazwisko Trudi Canavan, bo Ilderekka przypominała mi trochę Imardin z Gildii magów, a cała ta zbieranina łotrzyków z książki Hulicka była podobna do Złodziei z trylogii Canavan. Ale tylko do pewnego stopnia, bo Hulick poszedł dalej – pisał swoją powieść przez dziesięć lat i dopracował ją w szczegółach.
Drothe pracuje na ulicach Ilderekki jako Długi Nos, jego głównym zadaniem jest zbieranie informacji, odsiewanie plotek od prawdy i… cóż, z grubsza wykonywanie wszystkich poleceń, jakie dostanie od swojego szefa. A jego szefem jest nie byle kto, bo jeden z najbardziej wpływowych ludzi w mieście. Jak każdy Kamrat, Dorothe nie pogardzi zajęciem na boku. Jego kłopoty zaczynają się z chwilą, gdy przyjmuje zlecenie odnalezienia relikwii. Coś, co zapowiadało się niewinnie (w każdym na tyle niewinnie, na ile może takie być odnalezienie relikwii, czyli przedmiotu pożądanego przez wszystkich), przeradza się w znacznie poważniejszą sprawę. Dorothe zostaje wplątany w coś, co go przerasta – ale podążając całkowicie na ślepo, obijając się po drodze i ufając instynktowi, który niestety często zawodzi, radzi sobie całkiem nieźle… aż w końcu w jego posiadaniu znajduje się magiczna księga, której szukają wszyscy – nie tylko jego szef chciałby ją mieć, pazurki ostrzą sobie na nią również Szarzy Książęta – czyli osoby, z którymi nikt przy zdrowych zmysłach nie chciałby zadzierać. Ale to nie wszystko, poluje na nią także Imperium. Skrytobójcy, wojna gangów, w końcu obalenie imperatora – słowem, Dorothe wdepnął w niezłe bagno.
Honor złodzieja jest debiutem, ale prawdopodobnie nikt by się tego nie domyślił, gdyby nie napis na okładce. Takie powinny być debiuty – choćby trzeba było pracować nad nimi dziesięć lat. Hulick stworzył własny świat z wyrazistymi i całkiem realnymi postaciami, w zasadzie akcja w jego książce zaczyna się na pierwszych stronach i potem nie zwalnia już nawet na chwilę. Intrygi, niespodziewane zwroty akcji, humor, magia i całkiem zaskakujące zaskoczenie – ta książka ma wszystko, co powinna mieć dobra powieść fantasy.
Wydawnictwo Literackie zostawiło oryginalną okładkę - całe szczęście, bo ma w sobie coś takiego, co zdecydowanie przyciąga wzrok. Biały papier, na którym książka została wydrukowana, jest elegancki, ale sprawia, że Honor złodzieja ciężko utrzymać w ręce, bo ma prawie 500 stron i swoje waży.
Komu polecam? Wszystkim fanom dobrej fantastyki. Sądzę, że książka szczególnie spodoba się panom, ze względu na bohatera i brak wątków miłosnych.

Za książkę dziękuję Wydawnictwu Literackie

2 komentarze:

  1. Genialna okładka i intrygująca fabuła! :D Będę musiała mieć ten tytuł na oku :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Okładka zdecydowanie przyciąga, kocham książki z magnetyczną okładką :D Skusiłabym sie xD

    OdpowiedzUsuń