sobota, 11 października 2014

Belen Martinez Sanchez - "Dzień, w którym umarłam"

 *muzyka*

Autor: Belen Martinez Sanchez
Tytuł: Dzień, w którym umarłam
Wydawnictwo: Mira
Data wydania: 2014
Ilość stron: 384
Ocena: 4/10

Opis: 

Nic nie jest takie, jakim się wydaje.
Zdarza się, że koniec to dopiero początek.
Dla Diletty Mair wszystko zmieniło się drugiego października dwa tysiące trzeciego roku. Wtedy zrozumiała, że naprawdę istnieje życie po śmierci. Że anioły mają niewiele wspólnego z jej wyobrażeniami, a zamieszkane przez demony piekło jest czymś jak najbardziej rzeczywistym.
Drugi października dwa tysiące trzeciego roku okazał się dniem innym niż wszystkie.
Tego dnia Diletta Mair umarła.
Czasem niebo budzi strach, a wspólny język łatwiej znaleźć z demonami.
Szczególnie, gdy stajesz się jednym z nich.  

Recenzja:

Uwielbiam czytać paranormal romance, naprawdę. Szczególnie, kiedy opis jest tak kuszący... Niektórzy mają słabość do okładek, a ja mam do pięknych notatek z tyłu książki, mogło być gorzej.
Takim oto sposobem zdecydowałam się na przeczytanie tejże pozycji. I byłam zdumiona, jak można było tak bardzo zniszczyć bohaterów i fabułę... Ale o tym, w szczegółach, już za chwilę.

Przede wszystkim powinnam przedstawić główną postać - w tej powieści nazywa się ona Diletta Mair. Jest to dziewczyna,  która jest bardzo przeciętna - skupia się na nauce, ma wąskie grono znajomych, nie jest zbyt popularna... Wyróżniają ją tylko dwie (a może aż?) rzeczy - ma ona heterochromię, czyli wadę genetyczną wywołującą różnobarwność tęczówek oraz pewien dar... Diletta bowiem widzi duchy i potrafi się z nimi komunikować, chociaż dziewczyna uważa to raczej za przekleństwo. I ma rację, o czym można dowiedzieć się już po paru stronach, kiedy to jedno z wydarzeń związanych z Aloisem, zmienia całe jej życie... albo raczej nieżycie.

Kim jest Alois? Zdecydowanie ciekawszym bohaterem niż nasza Diletta. Chłopak jest bowiem Lilim, demonem, które swoją nazwę wzięły od Lilith - pierwszej żony Adama. Jest on również bardzo mądry i utalentowany - szczególnie w planowaniu oraz w walce. Czasem zachowuje się on jednak jak rozkapryszony dzieciak, któremu na wszystko powinno się pozwalać, a czasem zachowuje się jak książę na białym koniu, który jest zawsze gotowy do tego, aby pomóc w rozwiązaniu nawet najmniejszego problemu. 

Jak można się domyślić, patrząc nawet na sam gatunek tej książki, Diletta i Alois... mają się ku sobie. Tak jakby. Przynajmniej pod koniec tej pozycji. A jak do teraz, cztery dni po przeczytaniu, dalej nie wierzę, jakim cudem autorka połączyła ze sobą dwa tak różne charaktery, dwie tak skrajne osobowości. Szczególnie, że oni tak naprawdę poznali się mniej więcej koło dwudziestej strony, a potem zaczęli pałać do siebie nienawiścią. I nagle bum, nie wiadomo kiedy i dlaczego, ale stali się sobie bardzo bliscy i ryzykowali wszystko, aby być razem. Gdzie tu sens? Ja, jako czytelniczka, czułam się wręcz zdezorientowana tą sytuacją. Wydawała mi się ona komiczna. Rozumiem, że czasem w powieściach jest tak, że ludzie zakochują się w sobie od pierwszego wejrzenia, ale żeby nagle, wręcz "od tak", zmienili swoje nastawienie do siebie? Coś za bardzo nieprawdopodobne... 

Wracając jednak do tematu fabuły - akcja zdecydowanie jakaś tam jest. Szczególnie w momencie, kiedy Diletta już umiera i musi nauczyć się walczyć z Aniołami (sama dochodzi do wniosku, że "dobra" strona zależy od tego, po której się musi walczyć...).
Zawsze byłam jednak zdania, że co za dużo, to nie zdrowo. Końcówka książki mnie dobiła, naprawdę. Nigdy w życiu bym nie dodawała tak wielu różnych wydarzeń - począwszy od wrogów w oddziałach Lilim, Anioła walczącego przy użyciu trójzębu, a skończywszy na "uskrzydlonym" stalkerze, który zrobił przynajmniej czwórkę dzieci jednej kobiecie, a ona nawet nie wie, kim on tak naprawdę jest... Ah! Jak mogłabym zapomnieć o kolejnym cudownym darze Diletty, który objawił się po jej śmierci? W skrócie - jak dla mnie to trochę za duży mix. Wolałabym mniej wątków, a lepiej rozwiniętych.

Wiem, że autorka jest debiutantką. I uważam, że jak na pierwszą książkę, nie jest to tak straszne, ponieważ jej styl jest naprawdę fajny i ma ogromny potencjał. Mam nadzieję, że się rozwijała i udoskonalała swój warsztat pisarski oraz, że jej następne powieści będą lepsze od tej. 

Okładka do tej pozycji jest... trochę dziwna. Niby pasuje do treści, niby jest czytelna... ale jakoś dobór modeli mnie nie przekonuje. Nie czytam jednak, dla oprawy graficznej, a dla tematyki.

Ogólnie ani nie polecam, ani odradzam zapoznania się z tą książką. Jeżeli kogoś interesuje - proszę bardzo. Ja mam natomiast czyste sumienie, ponieważ napisałam, co mi leży na sercu, po zapoznaniu się z "Dzień, w którym umarłam".

Książkę tę dostałam od Wydawnictwa Mira.

8 komentarzy:

  1. Okładka jest zdecydowanie niezachęcająca, a po lekturze twojej recenzji zdecydowanie spasuję ;)
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  2. Szkoda, że fabuła, nagle zrobiła się zbyt dużym słojem na pomysły. Będę miała na uwadze Twoje zastrzeżenia, bo książka czeka na czytniku ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Paranormal romance to nie dla mnie, choć dawno nie czytałam niczego z udziałem aniołów... Ach, może niebawem dorwę jakąś lekturę, ale na pewno po Dzień, w którym umarłam nie sięgnę.

    OdpowiedzUsuń
  4. Fabuła dziwnie podobna do "Ja, diablica"... Na razie się powstrzymam .

    OdpowiedzUsuń
  5. Ja już wyrobiłam sobie zdanie o tej książce, czytając różne opinie i kompletnie nie mam zamiaru przechodzić jeszcze raz boleści jakie wiązały się z czytaniem niektórych książek - np Zmierzchu, a ta książka wydaje mi się do tamtej łudząco podobno ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. Jedno spojrzenie na okładke i już wiadomo, ze ksiazka będzie zła.. Nie żebym oceniała po okładce, ale ta jest nad wyraz okropna.

    OdpowiedzUsuń
  7. Przeczytałam tę książkę. Okazała się bardzo wciągająca. Mimo zniechęcającej okładki przeczytałam ją aż 7 razy i wciąż ją czytam. Według mnie ta książka jest świetna!

    OdpowiedzUsuń
  8. Przeczytałam tę książkę. Okazała się bardzo wciągająca. Mimo zniechęcającej okładki przeczytałam ją aż 7 razy i wciąż ją czytam. Według mnie ta książka jest świetna!

    OdpowiedzUsuń