sobota, 10 maja 2014

Mirosław Salski - "Wielbłąd przy bramie"


Autor: Mirosław Salski
Tytuł: Wielbłąd przy bramie
Wydawnictwo: Videograf II
Data wydania: 2014
Liczba stron: 330
Ocena: 5/10

Opis:

Akcja powieści toczy się w Szczecinie i Kopenhadze, gdzie na co dzień pracuje komisarz Olaf Potocki, któremu przyjdzie zająć się sprawą sięgającą korzeniami lat 50. Punktem wyjścia jest historia niejakiego Leona Ciesielskiego - jednego z bossów ówczesnego półświatka Szczecina, zmuszonego w 1968 roku do wyjazdu z kraju. Bezpośrednim zaś zaczynem jest niezwykła, jak na 92-letniego obecnie starca, prośba skierowana do bratanka, Leona Ciesielskiego juniora, o załatwienie miejsca na cmentarzu i znalezienie kobiety, która odegra rolę wdowy. Junior postanawia spełnić tę nieoczekiwaną prośbę, szybko jednak przekonuje się, że to nie była słuszna decyzja...

Recenzja:


  Nie wiem właściwie od czego by zacząć moją wypowiedź na temat tej książki. Po zakończeniu wiele myśli chodziło mi po głowie, wiele wniosków, które mogła bym napisać własnie tutaj. Teraz kiedy w końcu zabrałam się zapisanie recenzji, tak właściwie nic konkretnego nie przychodzi mi do głowy.
Może zacznę od tego, że ta okładka po prostu mi się nie podoba, nie przyciąga uwagi, do tego się niszczy, (w torbie miałam ją tylko raz), a całe rogi i folia nieestetycznie mi się pozwijała. Także lepsza okładka, bardziej ciekawa mile wskazana.
Widząc na okładce polskiego autora, tak bardzo chciała bym dać wyższą ocenę, ale niestety nie mogę.
Książka ta jest powieścią kryminalną, ale taką w zasadzie nie standardową. Tu praktycznie od początku wiemy kto jest złym charakterem i tylko próbujemy go złapać, a nie tak jak w większości tego typu powieściach, próbujemy ustalić kto za wszystko odpowiada.
Czytając, miałam wrażenie, że autor próbował stworzyć coś wielowątkowego, z wieloma powiązaniami, po części Mu się udało, a po części nie. Mamy dwa różne miasta, kilka splatających się historii, ale tak na prawdę wiemy jak wszystko się skończy.
Podobało mi się to, że w niektórych momentach na mojej twarzy pojawił się uśmiech, a autorowi udało się przemycić dość dużo humoru do całości.
Książka ma 330 stron, czyli w zasadzie tak normalnie. Myślę jednak, że śmiało można by ją odchudzić tak do 300, bo niektóre fragmenty były nie potrzebne. Nie jestem pewna, czy to było zamierzone ale autor na końcu pisze, że nie wszystko musi wyjść na jaw. Autor w ten sposób bardzo ładnie wybrnął z niedopowiedzianych wątków w książce, których z resztą było całkiem sporo.
Fajne jest to, że w książce możemy poznać trochę historii samego Szczecina i trochę tego co działo się w całej Polsce.
Jeśli chodzi o bohaterów, to nie jestem ani na tak ani na nie. Nie są jakoś wybitnie wyróżniający się, ale nie są też zupełnymi "szarakami". No bo przecież taksówkarz "Dzidziuś" zasługuje na uznanie, chociażby ze względu na pseudonim.
Przyznam się bez bicia, że dłuuugo męczyłam się z tą pozycją, w zasadzie sama nie wiem czemu. Może jednym z powodów jest to, że w książce nie ma takiego napięcia jak we wszystkich dobrych kryminałach. i nie przewracałam kolejnych kartek z zapartym tchem.
Ta recenzja będzie krótka, bo w zasadzie napisałam już wszystko. 
Sami zdecydujcie czy chcecie po nią sięgnąć czy może jednak nie.

Z gorącymi pozdrowieniami,
Klaudia.
Za książkę dziękuję Wydawnictwu Videograf




1 komentarz:

  1. Od początku przeczuwałem, że to nie książka dla mnie. Szczególnie ta okładka mnie odstraszyła, a sama fabuła, jak dla mnie nie jest zbyt interesująca...

    OdpowiedzUsuń