poniedziałek, 6 stycznia 2014

Alan Bradley - "Zatrute ciasteczko"

Autor: Alan Bradley
Tytuł: Zatrute ciasteczko
Wydawnictwo: Vesper
Data wydania: 2010
Ilość stron: 368
Ocena: 8/10

Opis:

Jest początek leniwego lata w sennej angielskiej wiosce Bishop's Lacey. W wielkim domu Buckshaw ambitna młoda odkrywczyni Flawia de Luce przeprowadza eksperymenty chemiczne w laboratorium odziedziczonym po ekscentrycznym wuju. Pracuje nad truciznami, gdy pewnego ranka na grządce z ogórkami odkrywa trupa. Zostawiając probówki i palniki Bunsena, postanawia rozwiązać osobiście kryminalna zagadkę ku utrapieniu miejscowej policji. Ale czyż można ją winić? Czy jedenastoletnie cudowne dziecko ma inny wybór? Tym bardziej, że zostawione jest samo sobie i zmaga się z jawną wrogością sióstr i obojętnością owdowiałego ojca, którego całym światem jest kolekcja znaczków.

Recenzja:

 Jak wiadomo, mam totalne zboczenie na punkcie okładek. Jak zobaczyłam tę, to stwierdziłam, że nie ważne o czym jest i czy ma dobre czy złe opinie, ona musi być moja.
Tak się stało, że książka ta poniekąd jest kryminałem pełnym zagadek i niewiadomych.
Więc jak dla mnie połączenie kryminału i świetnej okładki jest idealne. Kiedy dostałam już to cudo w moje łapki, bardzo spodobało mi się także wydanie. Brązowe litery, interesująca czcionka i numeracja stron po boku kartki. Może to są drobne szczegóły, ale według mnie składają się na całość, która sprawia, że aż się chce czytać.
Barwna historia Flawii, w której każdy znajdzie coś dla siebie. Zarówno młodsi, jak i starsi czytelnicy.
Nie bardzo oryginalna pod względem fabuły, ale za to nieszablonowa w szczegółach. Bo przecież, kto słyszał o jedenastoletniej dziewczynce, znającej na pamięć całą tablicę Mendelejewa, przygotowującej wszelakie trucizny i zgłębiającej wszystkie tajniki chemii?
Cała historia trwa zaledwie kilka dni, przez co nie ciągnie się w nieskończoność, a jednocześnie nie jest wyolbrzymiana i upychana na siłę.
Autor wykreował świetne postaci, które zapadną niejednemu na długo w pamięci.
Mam wrażenie, że coraz rzadziej pisze się książki z narratorem pierwszoosobowym (albo ja po takie nie sięgam). W tej pozycji akurat taki występuje, co moim zdaniem świetnie podkreśla całą historię.
Może za sprawą okładki i innych drobnych szczegółów wydaje mi się, że książka ta owiana jest lekką nutką mroku i tajemnicy. Nie wiem jak wam, ale mnie już sama bohaterka (na okładce) przypomina Wednesday Addams, czyli jedną z najbardziej mrocznych córek na świecie.
Klimat inspirowany zapewne Agathą Christie, w interpretacji Bradleya, porwał moje serce i umysł.
Przystępny język, genialni bohaterowie i niespecjalnie pogmatwana intryga, sprawiły że książkę pochłonęłam raz dwa.
Zero stron nudnych, nieciekawych, błagających o wyrwanie ich z książki. Przy tym nie można się nudzić.
Czytając przemyślenia Flawii, pojawiał mi się uśmiech na twarzy.
Jeśli chodzi o samą "intrygę" to nie jest ona jakoś specjalnie skomplikowana. Niektórych rzeczy możemy się domyślić sami, a niektóre podsuwa nam autor. Czyli tak, jak lubię najbardziej.
Na pewno będę sięgać po kolejne części przygód Flawii de Luce, bo obok tak cudownych okładek i historii nie można przejść obojętnie.
Wam także polecam, a taka książka na pewno stanie się ozdobą Waszej biblioteczki.

Z gorącymi pozdrowieniami,
Klaudia.

6 komentarzy:

  1. Mam tę książkę od nie wiem jak dawna i muszę wreszcie ją przeczytać! Zwłaszcza po twojej pozytywnej recenzji :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Zgadzam się z Tobą, okładka jest cudowna! Również by mnie zaciekawiła :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przyłączam się do ogólnego zachwytu nad okładką :D

      Usuń
  3. W takim razie taką ozdobę bardzo chce mieć :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Okładka piękna, ale trochę mnie przeraża :D W sumie to zachęciłaś mnie do jej przeczytania, więc może wkrótce będę miała na to trochę czasu... :)

    OdpowiedzUsuń