środa, 4 grudnia 2013

John Taylor - "W rytmie przyjemności. Miłość, śmierć & Duran Duran"


Tytuł: W rytmie przyjemności. Miłość, śmierć & Duran Duran
Autor: John Taylor
Wydawnictwo: Anakonda
Rok wydania: 2013
Liczba stron: 380
Ocena: 7/10

Opis:

John Taylor, współzałożyciel Duran Duran, zabiera czytelnika na szaloną przejażdżkę po swoim życiu. Począwszy od lat osiemdziesiątych po dzień dzisiejszy i ostatni album „All You Need is Now”, John pisze o muzyce, imprezach i klipach dla MTV, które oszałamiały miliony fanów.
W swojej szczerej i przekonującej autobiografii John wspomina swoje najjaśniejsze momenty: spędzanie czasu z takimi ikonami jak David Bowie, Andy Warhol, czy nawet James Bond; spotykanie się z modelkami z okładek magazynu Vogue i jeżdżenie szybkimi samochodami. A wszystko to w czasie intensywnych występów ze swym ukochanym zespołem. Miał jednak przed sobą także trudne bitwy do stoczenia – zawirowania, które doprowadziły go na krawędź autodestrukcji, zanim odmienił swoje życie.
Przepełniona humorem, szczerością i ciężko zdobytą życiową mądrością oraz wyjątkowymi fotografiami autobiografia Johna Taylora stanowi fascynujący portret mężczyzny, który igrał z ogniem i wyszedł z tego bez szwanku.

Recenzja:

Duran Duran to brytyjski zespół rockowy, założony przez dwójkę przyjaciół - basistę Johna Taylora i klawiszowca Nicka Rhodesa. Został utworzony w 1978 roku i działa do dziś, choć szczyt popularności osiągnął w latach osiemdziesiątych ubiegłego wieku – wyjaśnienie specjalnie dla osób, które czytając tę recenzję, mogą po raz pierwszy spotkać się z nazwą Duran Duran.
Ach, szalone lata osiemdziesiąte. Po przeczytaniu autobiografii Taylora jestem przekonana, że chętnie by do nich powrócił. Fantazyjne fryzury, kolorowe ciuchy i dekadencja, którą dało się niemal wyczuć w powietrzu – te czasy miały w sobie coś niepowtarzalnego, coś, co nigdy już nie powróci.
Osobiście nie przepadam za muzyką popularną. Żadna Lady Gaga czy Katy Perry nie robią na mnie wrażenia. Jeśli już słucham popu, to właśnie tego z lat osiemdziesiątych, siedemdziesiątych, nawet sześćdziesiątych. Była jakaś pozytywna energia w tej muzyce, o której pisze zresztą Taylor i której próżno szukać dzisiaj w stworzonych przez komputer melodiach.  
John (a właściwie Nigel) nie miał zadatków na gwiazdę. Nieśmiały i wycofany – idealnie nadawał się na szkolną ofiarę. Został wychowany w katolickiej rodzinie, wywodzącej się z klasy robotniczej i był zwyczajnym dzieciakiem, dla którego w pewnym momencie muzyka stała się bardzo ważnym elementem życia. Ciężko stwierdzić, czy chodziło o osobiste predyspozycje, czy to wpływ tamtych czasów – niemniej jednak John Taylor odkrył w sobie pasję, którą potrafił przekuć w sukces.
Czytając jego autobiografię, miałam wrażenie, że łatwo poszło. Mówi się, że początki są zawsze trudne, ale im wszystko przyszło jakby mimochodem. I to przekonanie, o którym pisał Taylor – wiedział, że się uda i że Duran Duran odniesie sukces. Jak na nieśmiałego dzieciaka, był całkiem pewny siebie – kiedy nie wyszły mu studia, poprosił rodziców, by dali mu rok, w czasie którego chciał poświęcić się muzyce. Rok, by zostać gwiazdą. Niedużo? Jemu się udało.
Książka dzieli się na trzy części. W pierwszej Taylor opisuje swoje dzieciństwo i drogę do sławy, druga w większości opowiada o szalonych imprezach, w których brał udział, związkach z różnymi kobietami i o tym, co działo się w zespole. W trzeciej opisuje swoje małżeństwa, odwyk i próby reaktywacji Duran Duran. Wszystko okraszone jest dużą ilością zdjęć – kolorowych i czarno-białych, w większości pochodzących z jego prywatnej kolekcji – gratka dla każdego fana i niezła ilustracja dla osób, które mają niewielkie pojęcie o latach osiemdziesiątych.
Autobiografia to dość specyficzny gatunek. Szczerze mówiąc, wolę biografie, bo choć osoba, która pisze swoją autobiografię, mogła mieć naprawdę interesujące życie, niekoniecznie musi mieć pojęcie o pisaniu. John Taylor radzi sobie nie najgorzej, ale pod względem literackim nie robi większego wrażenia. Swoją drogą, choć miał ciekawe życie (jak mogłoby być inaczej, skoro jest ikoną popkultury lat osiemdziesiątych), nie było aż tak ciekawe, więc koniec końców poleciłabym tę książkę fanom Duran Duran.
Kiedy weźmie się do ręki autobiografię Johna Taylora, pierwszą rzeczą, na jaką zwraca się uwagę, jest sposób, w jaki została wydana. Wrażenie jest więcej niż dobre – gruba, solidna oprawa, kredowy papier, estetyczne wykończenie – wydawnictwo Anakonda można postawić za wzór, jak powinno wydawać się książki. Przynajmniej jeśli chodzi o grafikę, bo niektóre rozwiązania redaktora (np. „angielski” zapis dialogów) nie przypadły mi do gustu.
W rytmie przyjemności to pozycja, którą każdy szanujący się fan Duran Duran powinien posiadać na swojej półce. Zbliżają się święta, jeśli ktoś nie ma pomysłu na prezent, autobiografia Johna Taylora jest doskonałym rozwiązaniem! Na pewno nie będziecie żałować wydanych pieniędzy.

Za książkę dziękuję Wydawnictwu Anakonda

 



8 komentarzy:

  1. Nie przepadam za książkami biograficznymi, więc ta sobie daruję :)
    Pozdrawiam!

    http://biblioteka-ell.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie jestem aż taką fanką Johna Taylora, żeby porywać się na Jego biografię, choć po Twojej recenzji widzę, że fani bedą zadowoleni

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie jestem jego fanką, w ogóle go nie słucham, więc myślę, że ta książka nie jest dla mnie :) Zgadzam się z tym, że ci co piszą autobiografię to nie zawsze posiadają talent pisarski i czasami gorzej się przez to czyta :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Mogę potwierdzić. Jako fanka lat 80-tych, Duran Duran i Johna, jestem bardzo zadowolona, więc i inni fani też na pewno będą. Sporo już przeczytałam biografii muzycznych, nawet kilka jednego wokalisty/zespołu i często niektóre fakty się nie pokrywają. W autobiografii jest więcej wiarygodności, choć to biografie są lepsze pod względem literackim. Wydanie jest świetne, nie mam się do czego przyczepić. Dużo informacji jest też o innych zespołach tamtej dekady, więc jeśli ktoś się tym interesuje, może znaleźć sporo ciekawych brzmień. Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Oj panny drogie- ..nie przeczytam na złość odmrożę sobie uszy.Iga pisze pozytywnie , choć z pewnością nie wie,że John celowo opuścił wiele, wiele z historii swojej i kapeli DD, żeby nikogo nie urazić.Zwłaszcza część po odwyku została przesiana przez sito. Przeczytałam tę książkę w ciągu 11 godzin, bo nie mogłam się oderwać. Rozdział za rozdziałem., strona za stroną .. pod koniec zryczałam się jak dzieciak.. To nic,że jestem fanką Duran Duran od 82 roku..to nic. Myślę,że nawet gdybym nią nie była, historia faceta , który opowiada tak ciepło i z takim luzem wprawiłaby mnie w świetny humor i naświetliłaby mi jak kolorowe i niesztampowe były lata 80-te. Dla tych co nie słuchają- może czas posłuchać? http://www.youtube.com/watch?v=ICnlyNUt_0o
    pozdrawiam El Diablo

    OdpowiedzUsuń
  6. Duran Duran jest świetne!

    OdpowiedzUsuń
  7. Its such as үou learn my thoughts! You appear to grasp a
    lot approximately this, such as you wrotе the guide in it or
    something. I feеl that you could do with some
    percent to presѕure tҺe message house a little bit, however instеad of that, that is excellent blog.
    An excellent read. I'll certainly be back.

    my web site; Zuma deluxe

    OdpowiedzUsuń
  8. WOW just what I was searching for. Came here by searching for man and van london

    My web page - man and van hire london

    OdpowiedzUsuń