niedziela, 22 stycznia 2017

Walter Tevis - "Człowiek, który spadł na ziemię"

Autor: Walter Tevis
Tytuł: Człowiek, który spadł na ziemię
Wydawnictwo: MAG
Rok wydania: 2017
Liczba stron: 192
Ocena: 8/10

Opis: 

Thomas Jerome Newton przybywa na Ziemię. Celem jego wizyty jest zdobycie wody, której dramatyczny brak jest przyczyną wymierania życia na jego rodzimej planecie. Korzystając ze swoich nadludzkich możliwości, szybko zaczyna zdobywać fortunę niezbędną do realizacji projektu. Niestety, sprawy się komplikują. Newton coraz bardziej zwleka z wykonaniem zadania.

Niezwykle realistyczna opowieść o obcym na Ziemi - realistyczna na tyle, że staje się metaforą naszego własnego egzystencjalnego smutku i samotności.

UWAGA! OPIS KSIĄŻKI JEST NIECO MYLĄCY!


Recenzja:

Kosmici - temat często poruszany w science fiction. Na przestrzeni lat w popkulturze ukazywały się coraz to nowsze i bardziej skomplikowane wizje tych istot. Jedni widzieli je jako małe, zielone ufoludki, inni potwory z mackami, kolejni - istoty przypominające człowieka. Tego ostatniego wyobrażenia trzyma się właśnie Walter Tevis, autor powieści Człowiek, który spadł na ziemię, inspirowanej - przynajmniej częściowo - opowieścią o Ikarze oraz pewną baśnią Grimmów. 

Tym razem nie będę roztrząsać się nad fabułą książki, pragnę jednak nanieść drobną poprawkę odnośnie jej opisu. Główny bohater, Thomas Jerome Newton, nie przybywa na Ziemię, aby zdobyć wodę i to nie ona jest przyczyną wymierania życia na jego rodzinnej planecie. Tommy ląduje wśród ludzi, ponieważ... No właśnie, dlaczego? Choć z początku bohater zna powód swojej wycieczki, tak z czasem zatraca się w niepokojących myślach i cel mu stopniowo umyka. Poznajemy go jako nieco próżnego acz sympatycznego kosmitę przypominającego człowieka, który - za sprawą samotności i alkoholu - stopniowo staje się wrakiem. Upada niczym Ikar, do którego nawiązuje zarówno tytuł książki, jak i dwie części tejże - pierwsza i trzecia, ostatnia. Koniec Newtona zdaje się być nieunikniony - mężczyzna (o ile mogę go tak nazywać) czuje się wyobcowany w społeczeństwie, przygniata go ciężar tajemnicy oraz zadania, którym został obarczony. Z czasem traci własne ja...

Długo patrzył na siebie. W końcu się rozpłakał. Nie szlochał, po prostu z oczu płynęły mu łzy - dokładnie takie jak ludzkie - i spływały po chudych policzkach. Płakał z rozpaczy. 
Później odezwał się do siebie, na głos, po angielsku:
- Kim jesteś? Gdzie jest twój dom?
Własne ciało gapiło się na niego z lustra, ale nie rozpoznawał go. Było obce i przerażające.

Choć Thomas jest kluczową postacią tej książki, nie można przejść obojętnie obok dwóch równie ważnych bohaterów, których poznajemy na kartach powieści od podszewki. Są nimi doktor Bryce - znakomity inżynier chemii, który głowi się nad nieziemskimi wynalazkami Thomasa oraz Betty Jo - prosta kobieta, która przez szczęśliwy (albo raczej nieszczęśliwy) traf stała się gosposią kosmity. Obie te postacie są znakomicie wykreowane i z łatwością zyskują sympatię czytelnika - przede wszystkim zakręcona Betty kochająca gin z czterema łyżkami cukru. Choć z początku podchodziłam do niej sceptycznie, tak z czasem stała się moją ulubioną bohaterką i żałuję, że jest jej tak niewiele w powieści Tevisa. Myślę, że autor mógł nieco bardziej wykorzystać potencjał tej postaci. 

Oprócz plastyczno-psychologicznej historii upadku i intrygujących postaci, opowieść o kosmicznym Ikarze zwraca uwagę niebywale dobrą narracją. Walter Tevis swobodnie wplątuje w swoją historię znane dzieła, choćby Boską Komedię Dante'ego i wcześniej wspominaną baśń Grimmów. Robi to z niezwykłą gracją i - choć miejscami niektóre opisy są zbędne i męczące - oczarowuje czytelnika przekonującymi obrazami. W tej powieści realizm i fikcja mieszają się ze sobą za sprawą metamorfozy głównego bohatera i jego wizji końca obu cywilizacji - i ludzkiej, i jego własnej. Tylko... kim tak naprawdę jest? Kim CHCE być? 

Ale dlaczego, przyszło mu nagle do głowy, Rumpelsztyk dał królowej okazję do ucieczki? Czemu dał jej trzy dni na odgadnięcie swojego imienia? Czy to był nadmiar pewności siebie - bo kto na świecie by się domyślił takiego imienia? Czy po prostu chciał, aby go zdemaskowali, złapali, pozbawili zdolności do oszustwa i czarów? A on, Thomas Jerome Newton, władający czarami i podstępami o wiele większymi niż którykolwiek czarodziej czy elf z baśni - a czytał wszystkie, co do jednej - czy on też chce teraz, żeby go wykryto i złapano?

Człowiek, który spadł na ziemię jest przepiękną i smutną powieścią o poszukiwaniu własnego miejsca, nałogu, samotności i - wreszcie - zatraceniu i zniszczeniu. Walter Tevis serwuje czytelnikowi realistyczną historię poniekąd o walce jednostki z systemem, w której można się doszukać wielu prawd - o nas samych oraz czekającej nas przyszłości. Polecam z całego serca, zmusza do refleksji.


Człowiek, który spadł na ziemię to 11 tom serii Artefakty - klasycznych powieści z gatunku fantastyki, które dotąd albo nie były wydawane w Polsce lub dawno już zostały zapomniane. W tym cyklu ukazała się także inna powieść Waltera Tevisa - Przedrzeźniacz, którą polecam równie mocno!

Tę książkę zrecenzowałam dla Was dzięki Wydawnictwu MAG. :)

2 komentarze:

  1. Sięgnę na pewno, bo chcę dać autorowi Przedrzeźniacza drugą szansę. Trochę mnie martwi fakt, że znów mało miejsca poświęcił Tevis fajnej postaci, bo to samo miało miejsce w czytanej przeze mnie powieści, ale wydaje mi się, że "Człowiek..." może mi się spodobać bardziej.

    OdpowiedzUsuń
  2. "Przedrzeźniacz" przypadł mi do gustu. Żałowałam jedynie, że postać Spoffortha była trochę zaniedbana przez autora, bo najbardziej mnie intrygowała. Klimat "Człowieka, który spadł na ziemię" wydaje się podobny, co bardzo mi odpowiada. Lubie takie melancholijne powieści.
    Książka już czeka na półce i na pewno kiedyś przeczytam :)
    Pozdrawiam!
    houseofreaders.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń